Ludzie patrzą i kiwają głowami: jeśli takie rzeczy nad Tamizą się dzieją, to co dopiero w Warszawie by było. Przełożywszy na góralski to, co się dzieje w Wielkiej Brytanii, to jest mniej więcej tak: ci, co udawali, że elitą nie są, i podgrzewali kwestię brexitu kilka lat temu, by nią zostać, już się wdrapali na polityczną grzędę, już postrącali bardziej umiarkowanych polityków, już są elitą pełną gębą i nie odpuszczą, a ludzie niech się martwią. Zostawili premier May z negocjowaniem umowy, sami siedzą już tak wysoko, że z dołu widać im tylko gołe – wiadomo co – własnej nieskuteczności. Wprowadzili Wielką Brytanię w największy polityczny galimatias od końca II wojny światowej i choć rozwiązań oraz pomysłów na wyjście z impasu nie brakuje, to co jeden to gorszy, a świat zdumiony obserwuje bezradną Theresę May, która nie kryje, że sama nie wie, co robić, i deklaruje tylko, że zrobi, co jej każą posłowie. Dawno w Wielkiej Brytanii szef rządu nie ogłaszał tak bezceremonialnie czegoś w rodzaju: albo będzie wiosna, albo zima, albo się zastanowimy.

Brexit miał być królem exitów. Populiści żądni bycia nową elitą w każdym niemal państwie europejskim mieli iść drogą brytyjskich exiterów, wyprowadzając ludzi ku „wolności". Zbałamucone narody miały patrzeć i naśladować dawne mocarstwo kolonialne dumnie trzaskające drzwiami do Brukseli. A wychodzi na to, że Brytyjczycy zostali wyprowadzeni w maliny i wielu z nich zdaje się wciąż w to nie wierzyć. Bo ktoś zapomniał im przypomnieć, że nawet jeśli wszyscy wyexitują się z Unii, to zacznie powstawać nowa Unia (czy lepsza np. dla Polski?), bo dzisiaj nie da się inaczej funkcjonować w kilkadziesiąt państw na powierzchni tylko trochę większej od Chin.

A teraz czas na głosowanie czwartkowe, to o opóźnieniu wyjścia z UE. Jeśli będzie „na nie" – Wielka Brytania wychodzi z Unii już teraz, ale na kiepskich warunkach, bez porozumienia. Jeśli „na tak", pojawia się kolejny rząd możliwości: wyjście z Unii, ale później, chociaż i tak bez porozumienia, powrót do głosowań w Izbie Gmin nad dotychczasową wersją porozumienia ze skorygowanymi szczegółami, być może jakimiś dodatkowymi deklaracjami. Oczywiście nie ma przeszkód, by powtórzyć referendum, możliwa jest także zmiana premiera w ramach obecnej większości i oczywiście rezygnacja z brexitu. Tak oto historia kołem się toczy. Brexiterzy robią kampanię euroentuzjastom i dają satysfakcję Francuzom, którzy sącząc szampana, patrzą za kanał zwany u nich Francuskim i myślą, że tak skołowaciałej klasy politycznej na Wyspach nie widzieli od lat.