Sprywatyzowana i rozregulowana gospodarka spowodowała kolosalne straty, które trzeba było pokryć z kieszeni podatnika. Karol Marks śmiał się z grobu, a propagandyści wolności rynkowej błagali państwo o interwencję. Jednak lewica nie rośnie w siłę. Wyborcy w dalszym ciągu głosują na partie prawicowe, które obniżają podatki i preferują sektor prywatny. Banki w dalszym ciągu robią, co chcą, a monopole internetowe czy energetyczne kwitną. Pomoc społeczna w rodzaju 500+ nie prowadzi do zaniku nierówności. Prawicowe rządy nie mają ani siły, ani odwagi, by wziąć rynki pod kontrolę, i kolejny kryzys jest już za rogiem. Mimo to lewica przegrywa wybory.

Ostatnia dekada pokazała również siłę transgranicznej współzależności i słabość państw narodowych w rozwiązywaniu podstawowych problemów finansowych, ekologicznych, migracyjnych czy zdrowotnych. Kryzys finansowy wybuchł w Nowym Jorku, lecz szybko ogarnął cały świat. Migranci, którzy zapukali do drzwi Europy, uciekali od wojen i głodu w Afryce i na Bliskim Wschodzie. Skażone powietrze, grypa czy AMR (odporność na antybiotyki) zabijają tysiące i nie znają granic. Do rozwiązania wszystkich tych problemów potrzebny jest wysiłek regionalny czy wręcz globalny, lecz wyborcy premiują polityków, którzy budują symboliczne mury i wetują porozumienia międzynarodowe. Narodowa suwerenność jest ponownie w modzie, choć żaden z narodowców nie wytłumaczył jeszcze, jak wymachiwanie flagą narodową rozwiąże współczesne problemy współzależności.

Ostatnia dekada pokazała wzrost laickości i kryzys Kościoła, a mimo to politycy, którzy twierdzą, że mają specjalne instrukcje od Boga, wygrywają wybory. Doszło do tego, że nawet papież nie jest w stanie z nimi konkurować w kwestii interpretacji Biblii i woli Bożej. Dziś coraz mniej ludzi chodzi do Kościoła, coraz więcej małżeństw się rozwodzi i coraz więcej ofiar pedofilii księży się ujawnia. W polityce jednak świeckość się nie opłaca. Nawet nawoływanie do rozdziału Kościoła od państwa ma swoją polityczną cenę. Popularni politycy idą ręka w rękę z klerem, nawet jeśli ich życie prywatne z naukami Kościoła ma mało wspólnego.

Co tłumaczy rozdźwięk między realnym światem i światem polityki? Liberałowie twierdzą, że wyborca zwariował i daje się uwodzić prawicowym demagogom. Konserwatyści twierdzą, że człowiek potrzebuje „naturalnej” wolności gospodarczej, religii i tożsamości narodowej; prawica przywraca wyborcom te wartości po latach rządów centrolewicy. Socjaliści węszą spisek narodowców, bankierów i kleru. Każda z tych interpretacji zawiera ziarno prawdy, lecz nie jest w stanie zrozumieć perwersyjnej logiki naszych współczesnych dziejów. Upłynie następna dekada, zanim poznamy prawdę i przywrócimy równowagę między światem realnym i światem polityki.

Autor jest profesorem studiów europejskich na uniwersytecie w Oksfordzie