Bez gwarantowanego wzrostu środków na szkolnictwo wyższe co roku, automatycznych podwyżek pensji i stypendiów doktoranckich uzależnionych od wzrostu przeciętnej pensji w gospodarce i bez elastyczności uczelnianych finansów – tak reformę szkolnictwa wyższego widzi resort finansów. W uwagach do projektu Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce wiceminister finansów Leszek Skiba zawarł pomysł, by uczelnie publiczne lokowały wolne środki w Banku Gospodarstwa Krajowego, co ma ograniczyć potrzeby pożyczkowe budżetu państwa.

Zarówno środowisku naukowemu, jak i przedstawicielom Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego uwagi resortu finansów nie przypadły do gustu. – Bez gwarancji stałego wzrostu nakładów na szkolnictwo wyższe reforma będzie trudna – uważa prof. Jerzy Duszyński, prezes PAN. Związkowców martwi zapowiedź dalszego zamrożenia pensji. – Od kilkunastu lat postulujemy, by ich wysokość była powiązana z przeciętnym wynagrodzeniem. Projekt wreszcie uwzględnił nasze postulaty – mówi Bogusław Dołęga, przewodniczący Krajowej Sekcji Nauki NSZZ „Solidarność". Resort finansów stoi jednak na stanowisku, że uzależnienie pensji na uczelniach od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce jest niezasadne. Poziom pensji i stypendiów doktoranckich powinien być określony kwotowo i nie odbiegać od obecnych wynagrodzeń. – Nie ma możliwości, by skupić się na doktoracie, otrzymując najniższe stypendium, które obecnie wynosi niecałe 1,5 tys. zł. Najzdolniejsi otrzymują więcej, ale są też tacy, którzy nie dostają nic. Obecnie stypendia nie są powszechne – mówi Michał Gajda z Krajowej Reprezentacji Doktorantów. I dodaje, że może uda się zreformować studia doktoranckie przy obecnych środkach, ograniczając liczbę doktorantów. Powiązanie stypendiów z przeciętnym wynagrodzeniem gwarantowało jednak ich wzrost. – Pensje w gospodarce rosną. Płace i stypendia na uczelniach powinny rządzić się takimi samymi prawami – mówi Michał Gajda.

Zgodnie z projektem ustawy 2.0 w szkołach doktorskich, funkcjonujących w uczelniach, wprowadzono by powszechny system stypendialny dla doktorantów. Po dwóch latach nauki musiałby on zdać egzamin – przepustkę do dalszego kształcenia i wyższego stypendium. Najpierw wynosiłoby 55 proc., potem 85 proc. przeciętnej pensji. – Finansowanie studiów doktoranckich jest już zapewnione. Nie boimy się, że MF zablokuje ich zreformowanie – uspokaja Piotr Müller, wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.

etap legislacyjny: uzgodnienia

masz pytanie, wyślij e-mail do autorki: k.wojcik@rp.pl