Groźna gra prezydenta Erdogana

Turcja chce udziału w eksploatacji złóż gazu we wschodnich regionach Morza Śródziemnego. Ale prawo międzynarodowe jest po stronie Grecji.

Aktualizacja: 11.09.2020 06:04 Publikacja: 10.09.2020 19:04

Statek badawczy Oruç Reis dokonuje podwodnych odwiertów pod stałą ochroną kilku tureckich fregat

Statek badawczy Oruç Reis dokonuje podwodnych odwiertów pod stałą ochroną kilku tureckich fregat

Foto: AFP

Nie ma mowy o dialogu w warunkach wycelowanej w nas broni – głosi premier Grecji Kyriakos Mitsotakis, wyjaśniając, że dopóki Turcja nie wstrzyma poszukiwań gazu w greckiej wyłącznej strefie ekonomicznej Morza Śródziemnego, dopóty nie będzie żadnych rozmów.

Od kilku tygodni na wodach pomiędzy Grecją a Cyprem operuje turecki statek poszukujący złóż gazu ziemnego. Prowadzi badania na południe od greckiej wyspy Kastellorizo leżącej zaledwie kilka kilometrów od wybrzeży Turcji. Oruç Reis zbliża się powoli do wyspy, a wraz nim groźba zbrojnej konfrontacji na morzu z grecką marynarką. Ankara twierdzi, że działa na podstawie greckiego zezwolenia sprzed kilku lat. W Atenach nic o tym nie wiadomo.

Wizyta prezydenta

W przyszłym tygodniu na wyspę Kastellorizo wybiera się prezydent Grecji Ekaterini Sakellaropulu. – Czy jest jakiś inny kraj na świecie, który uważa, że wokół należącej do niego wyspy o powierzchni 10 km kw. rozciąga się strefa wód morskich o powierzchni 40 tys. km kw. będąca w jego wyłącznej jurysdykcji? – pyta szef tureckiej dyplomacji Mevlüt Çavuşo?lu cytowany przez „Hürriyet Daily News".

Na to pytanie daje jasną odpowiedź konwencja ONZ o prawie morza z 1982 roku uznająca prawo każdego państwa do wyłącznej strefy ekonomicznej sięgającej 200 mil poza 12-milowy obszar wód terytorialnych. Konwencja nie wyklucza jednak zawarcia przez zainteresowane kraje odrębnych porozumień w razie sporu. Ale takich brak w przypadku Turcji i Grecji.

– Od lat rządy obu krajów odkładają na półkę temat wytyczenia granic ekonomicznych na Morzu Egejskim i we wschodniej części Morza Śródziemnego, ponieważ jest to kwestia niewygodna politycznie. Grecja opiera się na konwencji ONZ, która nigdy nie została podpisana przez Turcję. Doprowadziło to do obecnej sytuacji – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Ioannis Grigoriadis z ateńskiego think tanku Eliamep. Prezydent Recep Tayyip Erdogan mówi, że Turcja nie podpisze nigdy porozumienia nieuwzględniającego jej „praw terytorialnych we wschodnich rejonach Morza Śródziemnego".

Jest to prosta droga do kolejnego konfliktu, których nie brakowało zresztą w ostatnich dekadach. Najpoważniejszy miał miejsce niemal ćwierć wieku temu, kiedy w pobliżu grupy małych greckich wysp Imia (po turecku Kardak) stanęło w pełnym pogotowiu bojowym naprzeciwko siebie 15 greckich i 18 tureckich okrętów wojennych. Konflikt zażegnał prezydent USA Bill Clinton po całonocnych rozmowach telefonicznych z Atenami i Ankarą.

Nadzieja w Berlinie

W lipcu tego roku doszło do podobnych scen na południowy wschód od Kastellorizo. Tym razem roli mediatora podjęła się Angela Merkel. Jak pisał niemiecki dziennik „Handelsblatt", pani kanclerz zapobiegła w ostatniej chwili zbrojnemu starciu, przekonując w rozmowach telefonicznych prezydenta Erdogana oraz premiera Mitsotakisa o konieczności podjęcia bezpośredniego dialogu przedstawicieli obu rządów. Do pierwszych kontaktów doszło pomiędzy delegatami Turcji i Grecji w brukselskiej siedzibie NATO. Bez rezultatów.

Tymczasem Grecja domaga się coraz bardziej zdecydowanie od UE ukarania Turcji i nałożenia sankcji za naruszenia jej praw morskich. Pod koniec września sprawa ta będzie tematem szczytu UE. Przygotowaniu tego tematu służyło czwartkowe spotkanie w Ajaccio grupy siedmiu śródziemnomorskich państw UE z inicjatywy prezydenta Emmanuela Macrona.

– USA nie wykazują już zainteresowania tym regionem, co wywołuje określony bezwład dyplomatyczny. Jedną z przyczyn konfrontacji turecko-greckiej jest także diametralne pogorszenie się relacji amerykańsko-tureckich – mówi „Rzeczpospolitej" Gunter Mulack, szef Niemieckiego Instytutu Orientalnego. Udowadnia, że w sytuacji, gdy Francja zaangażowała się jednoznacznie po stronie Grecji, jedynym krajem posiadającym zdolności mediacyjne są obecnie Niemcy.

Niebieska Ojczyzna

Europejskie media są zgodne w obarczaniu Turcji winą za kryzysową sytuację we wschodnich regionach Morza Śródziemnego. Tym bardziej że prezydent Erdogan szantażuje UE groźbą otwarcia granic z Grecją i Bułgarią dla nowej fali uchodźców znajdujących się w Turcji. – Jest rzeczą oczywistą, że prezydent Erdogan pragnie odwrócić uwagę od recesji ekonomicznej – mówi Gunter Mulack, przypominając, że od początku tego roku wartość liry spadła o 20 proc. Nadziei na poprawę brak w warunkach pandemii koronawirusa.

Temu celowi służy forsowanie koncepcji Niebieskiej Ojczyzny (Mavi Vatan). Obejmuje ona obszar od Morza Czarnego poprzez wschodnią część Morza Egejskiego po południowe rejony Morza Śródziemnego. Jest to obszar o powierzchni 462 tys. km kw., który ma służyć 82 mln tureckich obywateli oraz mieszkańcom nieuznawanej przez społeczność międzynarodową samozwańczej Tureckiej Republiki Cypru Północnego.

Tak stanowi porozumienie o podziale szelfu kontynentalnego Morza Śródziemnego zawarte w ubiegłym roku pomiędzy ogarniętą wojną domową Libią a Turcją.

Nikt poza Trypolisem i Ankarą porozumienia tego nie uznaje. Co więcej, Grecja, Izrael i Cypr zawarły już porozumienie o budowie gazociągu ze złóż śródziemnomorskich do Europy. Dołączył do niego niedawno Egipt.

Kilka tygodni temu prezydent Erdogan ogłosił odkrycie największego dotąd złoża gazu ziemnego na Morzu Czarnym ok. 100 mil morskich od wybrzeży Turcji. Eksploatacja gazu z tych złóż oraz spod dna Morza Śródziemnego uczynić ma z Turcji poważnego eksportera gazu i otworzyć „nową erę" w dziejach kraju. Eksperci zgłaszają wprawdzie wątpliwości, ale kurs liry nieco się poprawił po deklaracjach prezydenta.

Jak twierdzi Asli Aydintasbas, ekspertka European Council on Foreign Relations rezydująca w Stambule, konfrontacyjne działania prezydenta Erdogana mają jeden zasadniczy cel, którym jest zmuszenie partnerów z rejonu Morza Śródziemnego do włączenia Turcji w projekt gazociągu prowadzącego z regionu do Europy. Wygląda na to, że temu celowi służyć ma także pośrednio szantaż pod adresem UE w sprawie uchodźców.

Zdaniem Ioannisa Grigoriadisa z ateńskiego think tanku Eliamep udział Turcji w gazowym przedsięwzięciu śródziemnomorskim nie jest niemożliwy. Przyznaje, że Turcja ma prawo czuć się nieco zaniepokojona planami gazowymi innych państw regionu. – Wcześniej musiałoby jednak dojść do zasadniczego porozumienia grecko-tureckiego w sprawie praw do eksploatacji dna morskiego. – Problem w tym, że społeczeństwa obu krajów są przekonane, że ich władze mają stuprocentową rację w sporze i jeżeli ktoś prezentuje nieco odmienną opinię, jest oskarżany o rezygnację z interesów narodowych – mówi Grigoriadis.

Nie ma mowy o dialogu w warunkach wycelowanej w nas broni – głosi premier Grecji Kyriakos Mitsotakis, wyjaśniając, że dopóki Turcja nie wstrzyma poszukiwań gazu w greckiej wyłącznej strefie ekonomicznej Morza Śródziemnego, dopóty nie będzie żadnych rozmów.

Od kilku tygodni na wodach pomiędzy Grecją a Cyprem operuje turecki statek poszukujący złóż gazu ziemnego. Prowadzi badania na południe od greckiej wyspy Kastellorizo leżącej zaledwie kilka kilometrów od wybrzeży Turcji. Oruç Reis zbliża się powoli do wyspy, a wraz nim groźba zbrojnej konfrontacji na morzu z grecką marynarką. Ankara twierdzi, że działa na podstawie greckiego zezwolenia sprzed kilku lat. W Atenach nic o tym nie wiadomo.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?