Podczas zeznań Jarosława Kaczyńskiego w procesie z Lechem Wałęsą operator jednej z kamer telewizyjnych zrobił zbliżenie na dowód osobisty prezes PiS dzięki czemu widzowie mogli zobaczyć jego dane osobowe, w tym numer PESEL.
Czytaj także: TVN pokazał PESEL prezesa PiS
Szybko zareagowała szefowa Urzędu Ochrony Danych Osobowych Edyta Bielak-Jomaa pisząc do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, że taka praktyka „jest niewłaściwa z punktu widzenia dóbr osobistych" osób, które mogą znaleźć się w podobnej sytuacji. Przepisy konstytucji i kodeksu cywilnego chronią dane każdej prywatnej osoby bez względu na pełnioną funkcję. Wskazane byłoby zatem podjęcie działań, mających na celu opracowanie kodeksu postępowania, by uniknąć takich działań w przyszłości – pisze.
Czytaj także: E-sąd ma znać PESEL
Nie trzeba jednak żadnego kodeksu – tylko przestrzegania właśnie prawa i dobrych obyczajów. Nie trzeba być prawnikiem, by wiedzieć, że zaglądanie do czyjegoś dowodu, a tym bardziej ujawnianie danych takich jak Pesel (bo przecież nie chodzi o nazwisko czy wizerunek Kaczyńskiego, które są znane), wkracza w jego prywatność i niczemu sensownemu nie służy. Gdyby to się odbywało za wiedzą sądu, obciążałoby także sędziego, ale pewnie skupiony na prowadzeniu sprawy mógł tych technicznych zabiegów nie dostrzec. Dostrzec je powinien dziennikarz i redaktorzy dopuszczający materiał do publikacji, i rzeczą Jarosława Kaczyńskiego jest co z tym zrobi. Słusznie natomiast interweniuje szefowa UODO, choć sprawa wymaga zbadania czy to tylko lekkomyślność operatora kamery i dziennikarzy stacji.