To jest zupełne przeciwieństwo żywiołowego i niezorganizowanego Borisa Johnsona, który bardziej od kobiet lubi chyba tylko kwieciste wypowiedzi. Leo Varadkar, z wykształcenia lekarz, najmłodszy premier w historii Irlandii (został nim w 2017 r. w wieku 38 lat) i pierwszy, którego rodzina wywodzi się z Indii, w 2015 r. publicznie oświadczył, że jest gejem.
– Zawsze podziwiałem jego pragmatyzm, zimną krew. Irlandia to kraj innej skali niż Wielka Brytania, ale za Varadkarem stoi cała Unia. Nie powiedziałbym więc, że ma słabsze karty przetargowe od Johnsona – przyznaje „Rzeczpospolitej" Andrew Gilmore, dyrektor Instytutu Spraw Międzynarodowych i Europejskich (IIEA) w Dublinie.
Zgoda Stormontu
W środę brytyjski premier przedstawił własny projekt na umowę z Unią. Zagroził, że jeśli nie zostanie przyjęty przez Brukselę, 31 października o północy (czasu kontynentalnego) Wielka Brytanii wychodzi ze Wspólnoty bez porozumienia. Dla żadnego kraju „27" nie byłaby to większa katastrofa niż dla mającej jeszcze w pamięci ostry kryzys finansowy sprzed paru lat Irlandii. W szczególności Dublin byłby zmuszony wprowadzić kontrolę na granicy z Irlandią Północną, aby chronić jednolity rynek.
Ale w tych dniach odpowiedzialność Varadkara dalece wykracza poza los Irlandii. To zasadniczo od jego stanowiska uzależnili decyzje w sprawie brexitu przywódcy pozostałych krajów Unii, od kanclerz Merkel po prezydenta Macrona i premiera Morawieckiego.
Jednak w czwartek po rozmowie telefonicznej z Johnsonem Varadkar nie sprawiał wrażenia polityka, który obawia się, że może doprowadzić całą Europę do katastrofy. – Propozycja Wielkiej Brytanii nie wypełnia wszystkich warunków, jakie stawiamy – oświadczył krótko.