Magazyn „The Ring" honorowe nagrody przyznał Fury'emu i Lopezowi, ale z równym powodzeniem mógł dodać jeszcze Alvareza, ubiegłorocznego triumfatora tego prestiżowego plebiscytu.
Tyson Fury, 32-letni olbrzym z Wilmslow, niewątpliwie dokonał wielkiej rzeczy. Wygrał w rewanżu przed czasem z królem nokautu Deontayem Wilderem i chyba na długo wyrzucił Amerykanina z rywalizacji o tytuły. Na razie bowiem nic nie słychać o ich trzeciej walce, która była przewidziana kontraktem.
Wyczyn „Króla Cyganów" jest tym większy, że przed rewanżem zmienił trenera, taktykę i w lutym (jeszcze przy pełnej widowni) zmiażdżył w Las Vegas rywala, który w ich pierwszej walce miał go dwa razy na deskach.
Od sensacyjnej wygranej Tysona Fury'ego z Władymirem Kliczką minęło sześć lat. Brytyjczyk w tym czasie staczał się w przepaść, miał depresję, podobno myślał o samobójstwie i gdy wreszcie wrócił na ring, niewielu dawało mu szanse na sukces. A on schudł 60 kg, wydał biograficzną książkę, w której poznaliśmy go lepiej, i znów wygrywa.
Bitwa o Wyspy
Dziś to on – choć ma tylko pas WBC odebrany Wilderowi – a nie Anthony Joshua, mistrz WBA, IBF i WBO, uważany jest za najlepszego w królewskiej kategorii. Nic więc dziwnego, że bokserski świat czeka na ich walkę. Tym bardziej że Joshua, to, co najgorsze, też ma chyba za sobą. W ubiegłym roku doznał sensacyjnej porażki przez nokaut z Andy Ruizem Jr., ale rewanż wygrał i odzyskał pasy. W tym miesiącu znokautował w Londynie solidnego Bułgara Kubrata Pulewa, dając sygnał, że jest gotowy na wielkie wyzwania.