41-letni Powietkin to wciąż walcząca o najwyższe cele legenda wagi ciężkiej. Wystarczy spojrzeć na bilans Rosjanina: 35 zwycięstw, w tym 24 przed czasem, zaledwie dwie porażki ( z Władymirem Kliczką i Anthonym Joshuą) oraz remis z Amerykaninem Michaelem Hunterem. Jeśli Powietkin pokonałby 32-letniego Jamajczyka z brytyjskim paszportem, to zapewne raz jeszcze dostałby mistrzowską szansę.
Ale to kilka centymetrów wyższy, mocniej zbudowany Whyte, mający na koncie 27 wygranych (18 nokautów) będzie w tym starciu faworytem. Ten były kickbokser (podobnie zresztą jak Powietkin) przegrał tylko raz, z Anthonym Joshuą, ale to nie była łatwa walka dla mistrza wagi ciężkiej.
Whyte, mistrz tymczasowy (interim) tej kategorii, wciąż czeka na pojedynek o prestiżowe pasy, a Powietkin ma być tą ostatnią przeszkodą przed starciem z Joshuą, czempionem IBF, WBA, WBO, lub Tysonem Furym, posiadaczem pasa WBC.
Problem w tym, że w czasach zarazy wielkie bokserskie wydarzenia rodzą się w bólach, wciąż czekamy przecież na trzecią walkę Fury – Wilder, nie ma też pewności, kiedy i gdzie dojdzie do kolejnego występu Joshui. Trudno bowiem wyobrazić sobie walki tych gigantów bez udziału publiczności.
Sobotni pojedynek Whyte'a z Powietkinem rozegrany jednak zostanie bez widzów, tak jak poprzednie gale jednego z największych bokserskich promotorów, Eddiego Hearna. Anglik organizuje je w rodzinnej posiadłości w Brentwood pod Londynem. Jego ogród, w którym ustawiony jest ring, zna już cały bokserski świat. To będzie Camp Fight 4, najbardziej znacząca gala z tej serii, z uwagi na Whyte'a i Powietkina, ale poprzednie również spotkały się z uznaniem.