Aż 33 900 razy fraza „więcej szczęścia niż rozumu" pojawia się w wyszukiwarce Google, najczęściej w kontekście popisów kierowców. Wieńcząca rok sejmowa debata nad ustawą mającą za pomocą podatkowych sztuczek powstrzymać skok cen prądu i zakamuflować klęskę polityki energetycznej może nadać temu powiedzeniu nowy sens – gospodarczy. Na razie jednak mamy szczęście. Odgłosy kłótni na Wiejskiej mieszają się z wystrzałami fajerwerków wieńczących rok najwyższego od dekady wzrostu PKB.

Ekonomiści go nie przewidzieli. Rok temu w naszej ankiecie prognozowali wzrost średnio 3,9-proc., a jest prawdopodobnie ponad 5-proc. Pesymiści wieszczyli, że gospodarkę lada moment przywalą rozbuchane wydatki socjalne – od 500+ po mające zjednać elektorat tuż przed wyborami 300 zł wyprawki uczniowskiej. Realiści zakładali, że w 2018 r. czynniki wzrostu będą wygasać. Nie mieli racji. Rozpędzona gospodarka gnała dalej, napędzana rosnącym popytem w zachodniej Europie. Polacy wzmacniali ją wydatkami konsumpcyjnymi, czemu sprzyjał praktyczny brak bezrobocia i spektakularny wzrost dochodów. Przeciętna płaca w przedsiębiorstwach wzrosła aż o 7,7 proc. i w grudniu przekroczyła zapewne okrągłą kwotę 5 tys. zł.

Nic dziwnego więc, że widząc taki wzrost dochodów w biznesie, o swoje upomina się budżetówka – od policjantów po nauczycieli. Po nich przyjdą kolejni. Ich motywację wzmacniają kolejne optymistyczne komunikaty o nadwyżce w budżecie państwa.

Aspiracje Polaków rosną. Zakup samochodu przestał być marzeniem, nie stać nań zaledwie 7 proc. dorosłych. Autosalony biją rekordy sprzedaży, a z Zachodu wjeżdża milion używanych aut. Z wielkim optymizmem patrzymy w przyszłość. Socjolodzy i ekonomiści ostrzegają wręcz przed nadmiernym rozbudzeniem oczekiwań, które mogą przerodzić się w wybuch społeczny, gdy w gospodarce nastąpi hamowanie.

Upadek z wysokiego konia może być bolesny. Zwłaszcza że mimo fenomenalnej koniunktury już teraz nie brak niepokojących sygnałów. Rośnie liczba niewypłacalnych firm, które z powodu ostrej konkurencji nie są w stanie przerzucić na konsumentów rosnących kosztów pracy i półproduktów. Spółki Skarbu Państwa destabilizuje karuzela kadrowa, która przyspiesza i hamuje w rytm walk frakcyjnych w obozie władzy. Polska giełda usycha z powodu braku świeżego kapitału – być może impas przełamie powstanie pracowniczych planów kapitałowych? Te aż dwa lata czekały na ustawowe podstawy. A przecież gdy władza chce, potrafi zmienić prawo w dzień–dwa. Może powinna tę umiejętność wykorzystać do uporządkowania niedomagań polityki gospodarczej państwa, nim szczęście nas opuści?