To oczywiście zła wiadomość dla spadającej w przepaść Kompanii Węglowej i tysięcy jej górników. W zasadzie należałoby ją postawić w stan upadłości. Otwarłoby to drogę do restrukturyzacji, która wcale nie musi oznaczać zamknięcia wszystkich kopalń i zwolnienia wszystkich górników.

Kopalnie nie muszą fedrować strat. W Polsce jest miejsce dla sprawnie działającego górnictwa, o czym świadczy działalność Bogdanki, Silesii i zakładu Siltech. Ba, mają powstawać nowe kopalnie – w Lubelskiem planuje to australijska firma.

Znalazłoby się na rynku miejsce także dla najlepszych zakładów z Kompanii. Ale kto przed wyborami podejmie decyzję o ogłoszeniu upadłości największej firmy węglowej w UE? Tak się kończy odkładanie latami niepopularnych decyzji. Problemy narastają i przeobrażają się w koszmar. Właśnie taki, jaki przeżywa Śląsk.

Nierentowne górnictwo już od lat ciąży gospodarce. Polski nie stać na nieefektywny sektor energetyczny – bo to oznacza wyższe ceny energii i słabszą pozycję konkurencyjną przemysłu.

Teraz trwa poszukiwanie chętnych do sfinansowania kroplówki, która pozwoli KW przetrwać choćby do zimy. Energetyka staje przed perspektywą zasypania górniczych strat ze szkodą dla siebie. Nic dziwnego, że się broni, stosując bierny opór. I na razie wygrywa. Skarb Państwa najwyraźniej nie wydał (jeszcze?) „prikazu", by spółki – bądź co bądź giełdowe – wyłożyły pieniądze na projekt, w który nie wierzą. I to w całym zamieszaniu jedyna dobra wiadomość.