Za rozdawnictwo PiS zapłacimy wyższymi podatkami – ostrzegają od dawna ekonomiści. Przekonują, że to działania nierozsądne, bo w okresie świetnej koniunktury, zamiast zbierać siły i środki na czas spowolnienia, trwonimy publiczne pieniądze, wydając je w sposób nieprzemyślany, jak leci, nawet na tych, którzy wsparcia ze strony państwa nie potrzebują. Przedstawiciele rządu i politycy partii rządzącej odpowiadają na to zwykle z lekceważeniem, że to bajdurzenie i straszenie Polaków, bo przecież gospodarka ma się świetnie, ściągalność podatków rośnie, a polityka wsparcia rodzin przynosi doskonałe rezultaty.

Niestety, wygląda na to, że rację mieli ekonomiści. Co gorsza, podwyżki podatków rząd chce nam zaserwować niemal w szczycie koniunktury. Ich zapowiedzi „Rzeczpospolita" znalazła w aktualizacji programu konwergencji, czyli swoistej spowiedzi z planów rządu wysyłanej co roku do Brukseli. Rząd zapowiada w niej powrót do planów likwidacji ograniczenia płatności składek emerytalnych po przekroczeniu 30-krotności średniego wynagrodzenia.

Ma być też test przedsiębiorczości. Gdy o tym napisaliśmy, rząd uspokajał, że to tylko jeden z pomysłów i żadnego testu nie będzie. Ma być. I ma oddzielić rzeczywistych przedsiębiorców od tych, którzy zdaniem rządu działalność gospodarczą tylko pozorują, bo tak naprawdę pracują na rzecz jednej firmy i wystawiają jedną fakturę miesięcznie. „Udawani" przedsiębiorcy mają płacić wyższe podatki i składki na ZUS.

Ale to nie koniec. Rząd planuje też podwyżkę akcyzy na alkohol i papierosy. Poprzednie podwyżki, sprzed kilku lat, pociągnęły za sobą spadek legalnej sprzedaży i rozwój szarej strefy. Przez kilka lat akcyza nie rosła, co pozwoliło ustabilizować sytuację na rynku. Teraz rząd wraca do polityki podwyżek. Dodatkowe pieniądze ma mu też przynieść operacja likwidacji OFE i przeniesienia zgromadzonych tam pieniędzy na IKE. Rząd zabierze 15 proc. pieniędzy zgromadzonych dziś w otwartych funduszach emerytalnych. Po wyborach zniknie 13. emerytura. W spowiedzi, którą rząd wysyła do Brukseli, nie ma mowy o takim świadczeniu wypłacanym w kolejnych latach. W sumie zbiera się z tego potężna kwota, a to przecież nie wszystko, bo już wcześniej rząd wprowadził na przykład podatek solidarnościowy i zaniechał obiecanej obniżki VAT.

Nie ma nic za darmo. Nie ma darmowych obiadów – jak mówił amerykański ekonomista Milton Friedman, dziś przez wielu wyśmiewany. I rząd właśnie wystawia podatnikom rachunek za to, co dostali lub dostaną w ramach programów 500+, emerytura+ czy krowa+, które i tak były finansowane w dużej części z kredytu. Musi się liczyć z tym, że jesienią wyborcy zrewanżują mu się przy urnach za podwyżki podatków.