Łukaszenko: W Polsce są głosy o zajęciu Grodna

- Są (w Polsce) wypowiedzi głoszące, że jeśli dojdzie do rozpadu Białorusi, obwód grodzieński przypadnie Polsce. Otwarcie już o tym mówią. Nie uda im się to, wiem na pewno - mówił prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko cytowany przez agencję informacyjną BiełTA.

Aktualizacja: 27.08.2020 14:13 Publikacja: 27.08.2020 11:45

Łukaszenko: W Polsce są głosy o zajęciu Grodna

Foto: AFP

W ostatnich dniach redaktor naczelny "Najwyższego Czasu!" Tomasz Sommer napisał na Twitterze, że "jest (...) zupełnie oczywiste, że Grodno powinno, w przypadku rozpadu Białorusi, trafić do Polski. PiS to wie, ale boi się powiedzieć".

Teraz Łukaszenko, cytowany przez agencję BiełTA mówi, że sąsiedzi Białorusi zaczynają mieszać się w jej wewnętrzne sprawy, wypowiadając Mińskowi "wojnę dyplomatyczną".

Prezydent Białorusi dodał, że Mińsk musi wydać "dużo pieniędzy", by ustabilizować sytuację na zachodnich granicach.

Wcześniej, przemawiając w Grodnie prezydent Białorusi mówił, że Zachód "zaciera ręce przywołując dziedzictwo Kresów".

- Dziś jest wielu, którzy chcieliby odebrać przynajmniej część tej ziemi, szczególnie zachodnią perłę Białorusi - dodał.

Łukaszenka przekonywał też, że protestujący na Białorusi to nie Białorusini.

Szef Kancelarii Prezydenta RP, Krzysztof Szczerski w reakcji na te słowa zapewnił, że Polska nie rości sobie praw do żadnego fragmentu terytorium Białorusi i że Warszawa szanuje suwerenność i integralność terytorialną sąsiada.

W niedzielę 9 sierpnia wieczorem w Mińsku, Grodnie i w innych miastach Białorusi (łącznie w ok. 30) doszło do protestów po tym jak ogłoszono wyniki badań exit poll po przeprowadzonych wyborach prezydenckich. Wyniki te wskazywały, że wybory prezydenckie z poparciem blisko 80 proc. wyborców wygrał ubiegający się o szóstą kadencję na stanowisku prezydenta Aleksandr Łukaszenko. Oficjalne wyniki wyborów podane przez białoruską CKW w poniedziałek rano dały Łukaszence jeszcze większą przewagę - według tych wyników uzyskał w wyborach 80,23 proc. głosów.

Cichanouska, nie uznała wyników wyborów i ogłosiła, że w rzeczywistości to ona jest zwyciężczynią, a wybory zostały sfałszowane. Następnie poinformowała o złożeniu protestu wyborczego.

W poniedziałek wieczorem w Mińsku znów doszło do starć, w których - co potwierdziło białoruskie MSW - zginął jeden z protestujących. W kolejnych dniach liczba ofiar protestów zwiększyła się do dwóch.

We wtorek szef MSZ Litwy podał informację, że Cichanouska znajduje się na Litwie. W opublikowanym następnie przez byłą kandydatkę na prezydenta oświadczeniu wideo stwierdziła ona, że choć sądziła, iż kampania wyborcza ją zahartowała, ale - jak się okazało - nadal pozostała słabą kobietą. - To, co się dzieje, nie warte jest ludzkiego życia. Dzieci są najważniejsze - podkreśliła.

We wtorek wieczorem w Mińsku doszło do kolejnych protestów. Rosyjska agencja TASS poinformowała o rozbiciu przez OMON demonstracji w Mińsku.

W środę MSW Białorusi poinformowało o użyciu przeciwko demonstrantom broni palnej.

Od środy pojawiają się informacje o strajkach w białoruskich przedsiębiorstwach. Z kolei w czwartek władze zaczęły wypuszczać z aresztów uczestników protestów.

W piątek białoruska CKW ogłosiła oficjalne wyniki wyborów - Łukaszenko miał w nich otrzymać 80,1 proc. głosów. Tego samego dnia Cichanouska wezwała w umieszczonym w internecie apelu do ponownego przeliczenia oddanych w wyborach głosów i wezwała Białorusinów, by podpisywali internetową petycję w tej sprawie. Cichanouska wezwała też burmistrzów białoruskich miast do organizowania w weekend pokojowych demonstracji. Tego samego dnia rywalka Łukaszenki powołała radę Koordynacyjna, która ma zjednoczyć wszystkie siły polityczne i społeczne w kraju.

W piątek wieczorem przed budynkiem białoruskiego parlamentu demonstrowało około 5 tysięcy ludzi. Od siedziby władzy dzieliło ich zaledwie 20 funkcjonariuszy OMON, którzy stali spokojnie z opuszczonymi tarczami. Do demonstracji doszło też w Grodnie, a w Lidzie do demonstrujących mieli dołączyć milicjanci.

W niedzielę w Mińsku w pokojowym, antyrządowym proteście, miało wziąć udział nawet 200 tysięcy osób. Była to największa demonstracja w historii niepodległej Białorusi.

W poniedziałek Łukaszenko wykluczył możliwość przeprowadzenia ponownych wyborów stwierdzając, na spotkaniu z robotnikami w Mińsku, że dojdzie do nich tylko "jeśli go zabiją". Wyraził jednak gotowość rozmów na temat podzielenia się władzą, mówił też o zmianie konstytucji. Nieco później przyznał, że w przypadku przyjęcia nowej konstytucji możliwe będzie przeprowadzenie nowych wyborów.

W środę Łukaszenko miał polecić MSW doprowadzenie do zakończenia wszelkich niepokojów w Mińsku.

W piątek Cichanouska wezwała do zintensyfikowania strajków w kraju.

W weekend na Białorusi doszło do kolejnych protestów - m.in. demonstracji w Mińsku, w której wzięło udział ok. 200 tysięcy osób.

W ostatnich dniach redaktor naczelny "Najwyższego Czasu!" Tomasz Sommer napisał na Twitterze, że "jest (...) zupełnie oczywiste, że Grodno powinno, w przypadku rozpadu Białorusi, trafić do Polski. PiS to wie, ale boi się powiedzieć".

Teraz Łukaszenko, cytowany przez agencję BiełTA mówi, że sąsiedzi Białorusi zaczynają mieszać się w jej wewnętrzne sprawy, wypowiadając Mińskowi "wojnę dyplomatyczną".

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia