Hejt stał się jednym z tematów kampanii wyborczej. Nie da się usprawiedliwić kpienia z katastrofy smoleńskiej i obrażania wyborców partii rządzącej przez Kaludię Jachirę, kandydatkę KO na posła, młodością i satyrycznym zacięciem. W Polsce jest wolność słowa, co nie znaczy, że osoby o obniżonym poczuciu przyzwoitości powinny piastować urząd parlamentarzysty. Jachira nie powinna znaleźć się na listach, co przyznają również politycy Koalicji, tacy jak Katarzyna Lubnauer i Sławomir Nitras.

Patryk Jaki złożył zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa, którym miałoby być wykorzystanie publicznych pieniędzy do „zorganizowanego hejtu". Tak europoseł określił działalność „Soku z Buraka", strony internetowej powiązanej z działaczami PO. Jaki ma rację, oburzając się na często kłamliwe informacje portalu, który potrafił tworzyć fikcyjne informacje, żeby na memach ośmieszyć PiS. Jaskrawym tego przykładem jest fake news z 2016 r. mówiący o tym, że Małgorzata Terlikowska i Małgorzata Wassermann miały w przeszłości dokonać aborcji. Patryk Jaki słusznie walczy z nienawistnymi fake newsami. Szkoda tylko, że akceptuje podobne praktyki w swoim gronie promując na posła Dariusza Mateckiego, jednego z najmocniejszych prawicowych hejterów, który wspierał go wcześniej w internecie podczas kampanii wyborczej. Kiedy wokół Mateckiego (który wcześniej wspierał też Grzegorza Brauna, postulującego rozstrzelanie dziennikarzy TVN i „Gazety Wyborczej", nie stronił od wątków antysemickich, a ostatnio chciał dezynfekować ulice po marszu LGBT) zrobiło się gorąco, Jaki odciął się od niego, twierdząc, że Matecki w Ministerstwie Sprawiedliwości nigdy nie pracował. Tymczasem Jakiemu zaprzeczył sam Zbigniew Ziobro, przypominając w filmie promującym Mateckiego na posła, że ten był jego „bliskim współpracownikiem w ministerstwie". Obu nie przeszkadza zalew nienawiści pana Mateckiego, którego krytykował nawet rzecznik PiS Radosław Fogiel, przypominając, że to Ziobro zabiegał o miejsce dla niego na liście PiS.

Rządzący dziś chcą walczyć z hejtem, ale nie poparli projektu Nowoczesnej o przeciwdziałaniu mowie nienawiści. Władzy nie przeszkadzają też agresywne wypowiedzi poseł Krystyny Pawłowicz, Dominika Tarczyńskiego czy nie stroniącego od hejterskich memów w sieci Joachima Brudzińskiego. PiS jest ślepy na jedno oko w walce z nienawiścią. Swoich nie rusza.

Podobnie wygląda sytuacja w TVP, która prowadząc krucjatę z hejtem, widzi źdźbło z cudzym oku, a nie dostrzega belki we własnym. Pracownikiem TVP został wulgarny hejter Radosław Poszwiński, występujący na Twitterze jako Bogdan607, który po zatrudnieniu w TVP Info skasował ponad 200 tys. swoich wpisów. Do najłagodniejszych tweetów obecnego pracownika TVP należał: „Żydzi są odpowiedzialni za Holocaust, ponieważ nie zrobili nic, by go powstrzymać". Inne zarchiwizowane wypowiedzi, m.in. o ex-żonie, politykach opozycji, homoseksualistach, są na tyle wulgarne, że nie nadają się do cytowania. Samuel Pereira, pracownik TVP, zapytany, dlaczego Poszwiński został zatrudniony w TVP Info, stwierdził: „Na szybko podam jedną cechę – umie znaleźć w sieci oryginalną, interesującą informację i odróżnić ją od fejka"... Sam przed podjęciem pracy w TVP również wykasował dziesiątki tysięcy wpisów.

Jeżeli polskie życie publiczne ma być na wyższym poziomie, to rządzący i media publiczne jako pierwsi powinni dać przykład, że nie tolerują agresji w życiu publicznym. Dopóki TVP zatrudnia hejterów, a PiS daje miejsce na listach skompromitowanym politykom, dopóty nie mają moralnego prawa kogokolwiek pouczać.