Hołownia odnalazł swoje miejsce w kampanii pod znakiem pandemii jako człowiek spoza systemu (otoczony jednak doświadczonymi ludźmi dającymi mu powagę, jak gen. Różański) który atakuje obecny establishment. Ale nie jako kolejny polityk. Jego wcześniejsze doświadczenie sprawiają, że dla wielu zmęczonych i pandemia i system politycznym Hołownia jawi się jako kaznodzieja, który bardziej naucza niż strzela partyjnymi przekazami. Kościół Katolicki wydał niewiele istotnych komunikatów w trakcie epidemii, a najważniejszy dotyczył wyborów. W to puste miejsce wszedł Hołownia ze swoimi rozmowami z Polakami w mediach społecznościowych. Rano i wieczorem, w swoim rytmie i w swój sposób. Hołownia nie bał się nawet zapłakać. I chociaż “chłopaki nie płaczą”, to Hołownia może. Efektem jest drugie miejsce w sondażach w sytuacji, gdy przewidywania wskazywały, że osoba bez politycznego doświadczenie nie odnajdzie się w trakcie tak poważnego kryzysu. Popularność Hołowni pokazują nie tylko sondaże, ale i dane z mediach społecznościowych, które w trakcie pandemii być może już trwale stały się najważniejszym krwioobiegiem globalnej informacji. W ostatnim miesiącu profil Hołowni polubiło aż 108 tysięcy ludzi (dane “Polityki w sieci”). Drugi z kandydatów - Krzysztof Bosak - zyskał 27 tysięcy “polubień”. A jego środowisko jest uznawane za najmocniejsze w Internecie.

Tak jak śpiewał niegdyś Buffalo Springfield, “coś tu się dzieje, ale co - nie jest do końca jasne”. Warto zauważyć, że wzrosty Hołowni - który jak pokazują sondaże, w tym badanie IPSOS dla oko.press zabiera wszystkim głównym graczom po stronie opozycji - nie spotkały się jeszcze z konkretna kontra ze strony np. Koalicji Obywatelskiej. Ta formacje ewidentnie nie ma wobec niego strategii. Szybciej zagrożenie dostrzegli ludowcy. Ale gdy politycy PO nazywają Hołownię “nieistotnym zjawiskiem” to nie ma wrażenia, że dobrze przemyśleli o co chodzi.

Z krążących po mieście informacji wynika, że KO może po prostu na Hołownię postawić w długiej perspektywie. Nie chodzi o wybory. Bo i tak wszyscy zastanawiają się, co dalej z Hołownią po kampanii. W takim wariancie kandydat będzie spełniał rolę nowego Ryszarda Petru, tak samo jak jego środowisko. Będzie gromadził rozproszone plemiona “liberalnego centrum”, tak by później wróciły do głównego namiotu. Do Hołowni już teraz przyłączyli się ludzie, którzy nie chcieli albo wracać, albo wiązać się ze środowiskiem KO w obecnej formie. To wszystko z perspektywa na 2023 rok.

Modne są obecnie porozumienia. Być może - jeśli KO będzie teraz popełniać błędne decyzje - to w wyniku porozumienia za kilka, kilkanaście miesięcy to Hołownia stanie się centrum opozycji. Wtedy on przejmie pakiet kontrolny i będzie rywalizował o zwycięstwo. To jednak będzie uzależnione od dalszej słabości KO. W tym sensie Hołownia musi liczyć na błędy konkurencji.

Na niekorzyść Hołowni działają teraz dwa czynniki. Po pierwsze, kampania zaczyna się od nowa. Trzeba utrzymać impet, a o to może być trudno. Dla niego najlepsze byłyby wybory w maju. Polityka się zmienia, teraz bardzo szybko. Tak samo jak emocje wyborców. Kaznodziejski sznyt Hołowni sprawdza się teraz, ale za miesiąc może już być passe. Po drugie, Hołownia będzie musiał prędzej czy później podjąć decyzje o formie gromadzenia energii, która jest wokół niego. A każdy krok w kierunku formalizacji spycha go bliżej systemu politycznego. Wygra ten, kto zrozumie zmieniające się emocje wyborców.