Reklama

Obława Augustowska to zbrodnia niemal doskonała. Ile ofiar pochłonęła naprawdę?

Rola, jaką pełnili polscy pomocnicy przygotowujący podczas Obławy Augustowskiej listy proskrypcyjne, była niebagatelna. Wciąż nie znamy dokładnej liczby ofiar tej zbrodni, a wiele jej aspektów pozostaje niewyjaśnionych.

Publikacja: 18.07.2025 11:30

Pomnik Ofiar Obławy Augustowskiej, Suwałki

Pomnik Ofiar Obławy Augustowskiej, Suwałki

Foto: Kamil Korbik

Biała Woda koło Suwałk, 27 lipca 1945 roku. To był ciepły, słoneczny dzień. W okolicy trwały prace w polu. W domu Wysockich, w którym mieściła się komórka Armii Krajowej Obywatelskiej (będąca kontynuacją rozwiązanej w styczniu 1945 r. Armii Krajowej), wczesnym wieczorem odbywała się odprawa. Nagle bezwietrzną ciszę przerwał turkot samochodu. – Ruskie jadą! – wrzasnął 15-letni Romek Wysocki, zrywając akowców na nogi. W pośpiechu otworzył im stodołę; żołnierze podziemia uciekli przez tylne wrota do pobliskiego lasu. Nie umknęło to uwadze Rosjan, którzy brutalnie pobili nastolatka.

Okupanci weszli do sieni. Postawili pod ścianą domowników, Ludwika i Józefę Wysockich, ich siedmioro dzieci i Aleksandra Glinieckiego, narzeczonego najstarszej córki, 22-letniej Kazimiery. Wtedy do domu wszedł młodzieniec w eleganckiej koszuli, który zwrócił się do 17-letniej Anieli Wysockiej, łączniczki AK-AKO, z pytaniem: „Co robiłaś na Gałaja?”. – Prawdopodobnie przy tej ulicy w Suwałkach mieściła się komórka AK. Siostra, gdy to usłyszała, od razu zemdlała – opowiadał mi po latach ks. Stanisław Wysocki, wówczas siedmioletni chłopiec, później kapelan łomżyńskiej Solidarności i prezes Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej 1945 Roku.

Rosjanie zabrali jego ojca, dwie siostry – Anielę i Kazimierę – oraz Aleksandra Glinieckiego. Słuch po nich zaginął.

Czytaj więcej

Gdzie spoczywają ciała ofiar obławy augustowskiej

Skąd Rosjanie czerpali wiedzę o polskim podziemiu 

Ksiądz Wysocki do końca swoich dni (zmarł w listopadzie 2024 roku) był przekonany, że to wspomniany młodzieniec w koszuli zadenuncjował Rosjanom jego najbliższych. Rola, jaką pełnili polscy pomocnicy Sowietów, przygotowujący listy proskrypcyjne, była podczas Obławy niebagatelna.

Reklama
Reklama

Rosjanie mieli trzy zasadnicze źródła wiedzy o polskim podziemiu. Danuta Kaszlej, prezes Klubu Historycznego im. Armii Krajowej w Augustowie, autorka wielu publikacji na temat Obławy Augustowskiej, opowiada „Rzeczpospolitej”, że pierwszym źródłem była partyzantka sowiecka (tzw. spadochroniarze, zrzuceni na tyły frontu wiosną 1944 roku). – Ponieważ nie znali terenu i nie mogli liczyć na wsparcie miejscowej ludności, żądali pomocy od polskiego podziemia. Mieli argument walki z Niemcami – wspólnym wrogiem i obiecywali partyzantom AK dostawy broni ze zrzutów. Szybko się okazało, że stanowią zagrożenie – mówi historyk. Byli to wyszkoleni enkawudziści: już wtedy tworzący listy akowców i pomagającej im ludności. W rejonie Puszczy Augustowskiej tę złowrogą rolę odegrała sowiecka grupa wywiadowcza dowodzona przez mjr. Konstantego Cwietyńskiego, ps. „Orłow”. Dysponowali oni jednak stanem wiedzy na rok 1944.

W roku 1945 źródłem wiedzy byli właśnie polscy pomocnicy. Chociażby Jan Szostak, były żołnierz AK, który po zakończeniu wojny podjął pracę w Powiatowym Urzędzie Bezpieczeństwa Publicznego w Augustowie. – W podaniu o przyjęcie do pracy napisał, że współpracował z komunistami po 17 września 1939 r., a później poszedł do AK tylko po to, aby „teraz wszystko powiedzieć”. NKWD i tworzone na ich wzór PUBP w każdym regionie posiadały swoich agentów, którzy podawali nazwiska na listy proskrypcyjne – mówi Danuta Kaszlej.

Cenny materiał z danymi osobowymi przyniosło spektakularne, choć zapewne przypadkowe, przejęcie 24 czerwca 1945 roku w Krasnoborkach nieopodal Augustowa archiwum Obwodu Augustów AKO. Aleksander Kuczyński, ówczesny szef PUBP w Augustowie, meldował w raporcie, że 11 i 12 lipca sporządzał spisy zarejestrowanych czynnych żołnierzy AK i tłumaczył pozyskane dokumenty na język rosyjski – relacjonuje prezes Klubu Historycznego im. AK w Augustowie.

Jan Szostak – kat Augustowa, który nie rozstawał się z bronią 

Zatrzymajmy się jednak przy Janie Szostaku, słynącym z brutalnych metod przesłuchań. Po Obławie z lipca 1945 r. (kiedy dochodziło do kolejnych, choć znacznie mniejszych obław, prowadzonych przez bezpiekę) przesłuchiwał żołnierzy podziemia głównie w Domu Turka w Augustowie – siedzibie PUBP (w budynku w międzywojniu mieściła się cukiernia, prowadzona przez właściciela pochodzenia bośniackiego; miejscowi jednak potocznie mówili: „Idziemy do Turka na lody” – stąd nazwa „Dom Turka”).

Danuta Kaszlej opowiada historię o sąsiadce, która przyszła do Jana Szostaka, prosząc o pomoc w uwolnieniu męża: „Staśka aresztowali! Janek, pomóż!” – zwróciła się do niego. Szostak w zamian za przysługę zażyczył sobie „pół wieprzaka i samogon”. Kobieta najszybciej, jak tylko mogła, spełniła wymagania. Gdy sąsiadka wyszła (po dostarczeniu żywności), kolega Szostaka, który był świadkiem tej sceny, zapytał: „No i co? Wypuścisz tego Staśka?”. Szostak odparł: „Stasiek już dawno leży w piachu”.

– Rodziny zatrzymanych podczas obławy oddawały wszystko, co miały, by wykupić bliskich: złoto, bransoletki, pierścionki... które później widywane były na rękach żon i córek funkcjonariuszy UB w Augustowie – zaznacza Danuta Kaszlej.

Reklama
Reklama

Żołnierze podziemia przeprowadzili na Szostaka kilka nieskutecznych zamachów. Z tego powodu nie rozstawał się z bronią. – Są przekazy, że trzymał ją pod poduszką do śmierci – opowiada historyk. Celem zamachów był również jego brat, Piotr. – Według relacji, które zebraliśmy, był on jeszcze bardziej brutalny od brata. Obaj Szostakowie „zasłużyli się” w najgorszy możliwy sposób – podkreśla prezes Klubu Historycznego im. AK w Augustowie.

W grudniu 1952 roku, podczas obrad prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Augustowie, którego Jan Szostak był członkiem, miał on oznajmić z oburzeniem: „Jak trzeba było wieszać ludzi, strzelać do nich i topić ich w ustępach, to nikogo nie było. A teraz moich zasług nikt nie bierze pod uwagę”.

W PRL Jan Szostak został znanym rzeźbiarzem. Tworzył m.in. figury sakralne. Ks. Stanisław Wysocki opowiadał, że w czasach, gdy był kapelanem Solidarności w Łomży, figurki Szostaka znajdowały się w jednej z lokalnych parafii. Na marginesie: wspominał też z radością, że na rekolekcje, które prowadził, przychodziły dzieci komunistycznych działaczy (w tajemnicy przed rodzicami). – Pięknie grały na gitarze – opowiadał z uśmiechem duchowny.

Szostak zmarł w 1986 roku, mając 69 lat. – Doczekał śmierci w glorii i chwale. Jego galeria osobliwości, jak ją nazywano, była punktem każdej wycieczki w Augustowie. Znajdowało się tam małe zoo, m.in. z żurawiem, ale też sklep z jego drewnianymi rzeźbami. Po jego śmierci jedna z rodzin, syn ujętego w Obławie, rozlepiał po Augustowie własnoręcznie wykonane nekrologi: „Odszedł kat Augustowa”. To było jedyne, co można było zrobić – mówi Danuta Kaszlej.

Czytaj więcej

Obława augustowska - zbrodnia czeka na wyjaśnienie

Wydawali Rosjanom kolegów, a potem robili państwowe kariery 

Niektórym donoszenie w czasie Obławy Augustowskiej otwierało drzwi do wielkiej kariery. Takim przykładem jest historia Mirosława Milewskiego, wtedy 17-latka, później generała, szefa MSW i prominentnego działacza komunistycznego – zamieszanego m.in. w aferę „Żelazo” (mowa o kradzieżach i rozbojach na Zachodzie; fundusze z przestępstw, pozyskiwane w ten sposób w latach 70. przez służby PRL, zasilały Skarb Państwa) i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki.

Reklama
Reklama

Wystarczy wspomnieć, że Milewski przyprowadził funkcjonariuszy Smiersza, sowieckiego kontrwywiadu wojskowego, do swojej bliskiej koleżanki, 19-letniej Zosi Pawełko, która została zamordowana w Obławie. Ks. Stanisław Wysocki, gdy opowiadał o Milewskim, westchnął: „I tacy ludzie, którzy złamali narodowi kręgosłup, robili w PRL karierę”.

– Milewski był bardzo skuteczny. Współpracował ze Smierszem zanim jeszcze został sekretarzem PUBP w Augustowie. Do końca służby miał specjalne relacje z Moskwą – wyjaśnia Danuta Kaszlej, dodając, że był on nastolatkiem „skaleczonym” przez los. – Niemcy w 1943 r. zabili jego rodziców i siostrę. Niemniej podczas Obławy odegrał bardzo ponurą rolę – nadmienia historyk.

Ze Smierszem współpracował także Aleksander Omiljanowicz, który słynął z brutalności. Niewykluczone, że metody przesłuchań podpatrzył jako tłumacz Smiersza. Przesłuchania podczas Obławy odbywały się w tzw. punktach filtracyjnych, czyli chlewach, oborach, stodołach, ziemiankach, przemianowanych na areszt.

Więźniowie, zanim zostali zamordowani, często byli poddawani torturom. Jednym z takich miejsc było gospodarstwo państwa Szarejków w Gibach, z którego w czasie przesłuchań dobiegały przeraźliwe krzyki. Gdy oprawcy już opuścili zabudowania, zajrzał do nich szesnastoletni brat Zyty Kucharzewskiej, jednej z ofiar Obławy.

„Z przerażeniem zobaczył pomieszczenie, w którym katowano jego siostrę i więzionych mężczyzn. Ściany były czerwone od krwi. Tak samo jak podłoga z desek. Enkawudziści [prawdopodobnie chodzi o Smiersza – red.] pozostawili przyrząd tortur – długie metalowe igły, które wkładali więźniom pod paznokcie” – relacjonowała w książce „Obława Augustowska” Teresa Kaczorowska, pisarka i reportażystka.

Reklama
Reklama

Wracając do Omiljanowicza – po wojnie został gwiazdą PUBP w Suwałkach; był zaangażowany w rozbicie komendy Obwodu Suwalsko-Augustowskiego WiN. – W śledztwie w Suwałkach byłem przez sześć tygodni [...], cholernie mnie dusił obecny pisarz Omiljanowicz, [...] chciał, żebym został współpracownikiem [...], ja mówię, że nie – to się wściekł, wezwał Doboszka – kierownika aresztu i krzyczy: „Brać s...syna” – no i spuścili mnie na kopach do aresztu w piwnicy – opowiadał przed laty Bartłomiejowi Rychlewskiemu, badaczowi podziemia niepodległościowego na Suwalszczyźnie, Antoni Gwiazdowski „Wrzawa”, łącznik WiN.

Słowo „pisarz” nie padło tu przypadkowo. Omiljanowicz po zakończeniu kariery w bezpiece został znanym literatem, zajmującym się tematyką II wojny światowej i powojennego podziemia niepodległościowego. Oczywiście w sposób propagandowy. – Niemniej jeśli chodzi o samo posługiwanie się językiem, warsztat, niewątpliwie miał talent – przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Bogdan Nowacki, wiceprezes Związku Pamięci Ofiar Obławy Augustowskiej 1945 Roku.

Irena Pietkiewicz (z domu Piekarska), ps. „Ira”, łączniczka AK (siostra Mariana Piekarskiego, ps. „Ryś”, który wiosną 1945 r. zasłynął brawurową akcją uwolnienia żołnierzy AKO z aresztu UB w Suwałkach; we wrześniu 1945 r. został skazany na śmierć) opowiadała, że gdy Omiljanowicz prowadził ją na nocne przesłuchania, zawsze był czujny. Pod płaszczem miał automat przygotowany do wystrzału. Spodziewał się – słusznie zresztą – zamachu. Podziemie podejmowało takie próby, jednak nie były one skuteczne.

W latach 90., podczas spotkań autorskich, Omiljanowicz wypierał się swojej przeszłości; przekonywał, że w UB był wtyczką podziemia. W końcu jednak powstał IPN, a odnalezione dokumenty nie pozostawiały złudzeń. We wrześniu 2004 roku został skazany na cztery i pół roku więzienia (jednak nie za samą Obławę, tylko działalność w UB). Zmarł niespełna dwa lata później, w kwietniu 2006 roku.

Henryk Merecki, pierwowzór Hansa Klossa i płk. Maksymilian Schnep

Doskonałym źródłem informacji wykorzystywanym przy tworzeniu list proskrypcyjnych był Henryk Merecki. Były akowiec, słynący z brawurowych akcji dywersyjnych przeciwko Niemcom, który w 1944 roku – w ramach akcji „Burza” – został oddelegowany w roli przewodnika do sowieckich „spadochroniarzy”. Słowem, tak mu się spodobało, że wstąpił w ich szeregi. Był jednym z pierwowzorów Hansa Klossa ze „Stawki większej niż życie”.

Reklama
Reklama

–Dobrze znał teren. Miał doprowadzić sowieckich partyzantów do Wilna. Ale został z nimi na stałe – mówi Bogdan Nowacki. Dodaje, że gdy Merecki powrócił z Sowietami na tereny, na których działał jako akowiec – tym razem odgrywając niechlubną rolę – jego dawni koledzy z AK początkowo nie dowierzali, że dokonał zdrady przysięgi. Mieli się o tym przekonać, gdy – jak opowiada Nowacki – „umówili się z nim na spotkanie w jednym z mieszkań w Suwałkach, ale zamiast Mereckiego, zjawili się tam Sowieci, którzy aresztowali żołnierzy podziemia”.

Wspomniana Irena Piekarska relacjonowała, że Merecki z dumą paradował po Suwałkach w sowieckim mundurze (w randze oficera) z najwyższymi odznaczeniami ZSRS.

Zapewne kontynuowałby on swoje zasługi wobec Związku Sowieckiego podczas Obławy, gdyby nie to, że niespełna dwa tygodnie przed jej rozpoczęciem – 30 czerwca 1945 – został zastrzelony w swoim domu (za zdradę) przez żołnierzy AKO. Według relacji, pochowano go w mundurze sowieckim.

Inauguracja ścieżki edukacyjnej „Śladami Ofiar Obławy Augustowskiej”, Giby (powiat sejneński), 17 wr

Inauguracja ścieżki edukacyjnej „Śladami Ofiar Obławy Augustowskiej”, Giby (powiat sejneński), 17 września 2018 r.

Foto: ipn

Przez dziesięciolecia w Suwałkach istniała ulica Henryka Mereckiego. Nazwę (na ulicę Łąkową) zmieniono dopiero kilka lat temu.

Reklama
Reklama

Istotną postacią wśród polskich pomocników Smiersza w Obławie Augustowskiej był również Maksymilian Schnepf, o którym głośno zrobiło się podczas kampanii przed wyborami prezydenckimi. Podczas Obławy dowodził on dwiema kompaniami 1 Praskiego Pułku Piechoty Ludowego Wojska Polskiego (ok. 160 osób), prowadzącymi, podobnie jak żołnierze Armii Czerwonej, poszukiwania i aresztowania.

– Dzienniki działań bojowych pułku z lipca 1945 r. podają liczby zatrzymanych członków AK i przejętej broni. Zatrzymanych oddawali Smierszowi, podobnie jak Armia Czerwona – zaznacza Danuta Kaszlej, dodając, że dzienniki bojowe podają: „Zabity został 1 bandyta, który nie chciał się poddać”.

Historyk przytacza rozkaz dowódcy 50. armii III Frontu Białoruskiego, której żołnierze (w sile ok. 45 tys.) pacyfikowali Puszczę Augustowską i jej okolice. Wynika z niego, że czerwonoarmiści szli tyralierą przez puszczę, osady, wioski, bagna czy pola. – Przeprowadzali zatrzymania, jednocześnie drugi rzut tyraliery otaczał wioski, osady. Wszystkich zatrzymanych poddawano pierwszej selekcji. Sprawdzano listy, przesłuchiwano. Jeśli uznano, że ktoś był w AK-AKO, ewentualnie pomagał czy współpracował z polskim podziemiem, kierowano taką osobę do kolejnego miejsca filtracji, gdzie już bardzo brutalnie wymuszano zeznania. Smiersz pozyskiwał następne dane i udawał się (już punktowo) pod wskazane adresy, by aresztować kolejnych ludzi – relacjonuje prezes Klubu Historycznego im. AK w Augustowie, dodając, że jeśli ktoś znajdował się na liście proskrypcyjnej, to „było oczywiste, że jest już skazany na śmierć”.

Schnepf i jego żołnierze (podobnie jak wcześniej wymienieni funkcjonariusze UB oraz inni donosiciele – nie sposób wymienić wszystkich w krótkiej publikacji) byli pomocnikami Sowietów. Karierę wojskową zakończył on w stopniu pułkownika. Odpowiadał za zwalczanie podziemia niepodległościowego także po Obławie. – Ma tak szpetną kartę… Powinien ponieść za to odpowiedzialność – nadmienia nasza rozmówczyni z dezaprobatą, albowiem, jak wiadomo, żadnej odpowiedzialności nie poniósł. Dożył spokojnej starości, zmarł w 2003 roku. Został pochowany na Powązkach, z inskrypcją dumnie głoszącą, że był kawalerem Virtuti Militari.

Czytaj więcej

Podcast „Przystanek Historia”: Obława Augustowska

Obława Augustowska wciąż domaga się rozliczenia

Funkcjonariusze UB, lokalni donosiciele, mieli znaczący udział w przeprowadzeniu największej po II wojnie światowej zbrodni na narodzie polskim. Zbrodni niewyjaśnionej, w której nieznana jest nawet dokładna liczba ofiar.

– Żaden historyk w tej chwili nie powie, ile było ofiar Obławy Augustowskiej. Od trzech lat pracujemy z mężem [Zbigniewem Kaszlejem - red.] wyłącznie nad listą ofiar. Ustaliliśmy 513 nazwisk, które są pewne; pracujemy nad sprawdzeniem kolejnych 109 nazwisk prawdopodobnych ofiar. Zgodnie z warsztatem naukowym docieramy do metryk, weryfikujemy informacje ze wszystkich dostępnych źródeł historycznych. Nie wiemy, ile będzie [pewnych] nazwisk spośród tych 109 osób. Mamy też świadomość, że niektórych ofiar nigdy nie podamy z nazwiska – zaznacza Danuta Kaszlej.

Wyjaśnia, że historycy dysponują bardzo skąpymi danymi o ofiarach z terenów, które na skutek zmiany granicy wschodniej zostały włączone do Litewskiej oraz Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. – Nie mamy źródeł, które pozwalają ustalić dokładną liczbę ofiar – kontynuuje. Aby ją poznać, Rosjanie musieliby udostępnić swoje archiwa, co w obecnej sytuacji politycznej jest niemożliwe.

– Polscy pomocnicy, których nie rozliczono, bardzo pomogli w tej zbrodni. Natomiast Sowieci nie informowali ich o swoich działaniach. Wszystkie decyzje podejmował Smiersz. Miejscowi pracownicy PUBP skarżyli się nawet w meldunkach, że Sowieci nie udzielają im informacji. Dlatego ta zbrodnia jest ciągle doskonała – zauważa Danuta Kaszlej.

Biała Woda koło Suwałk, 27 lipca 1945 roku. To był ciepły, słoneczny dzień. W okolicy trwały prace w polu. W domu Wysockich, w którym mieściła się komórka Armii Krajowej Obywatelskiej (będąca kontynuacją rozwiązanej w styczniu 1945 r. Armii Krajowej), wczesnym wieczorem odbywała się odprawa. Nagle bezwietrzną ciszę przerwał turkot samochodu. – Ruskie jadą! – wrzasnął 15-letni Romek Wysocki, zrywając akowców na nogi. W pośpiechu otworzył im stodołę; żołnierze podziemia uciekli przez tylne wrota do pobliskiego lasu. Nie umknęło to uwadze Rosjan, którzy brutalnie pobili nastolatka.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
Reportaż o ostatnich chrześcijanach w Strefie Gazy
Plus Minus
„Szopy w natarciu”: Zwierzęta kontra cywilizacja
Plus Minus
„Przystanek Tworki”: Tworkowska rodzina
Plus Minus
„Dept. Q”: Policjant, który bał się złoczyńców
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Plus Minus
„Pewnego razu w Paryżu”: Hołd dla miasta i wielkich nazwisk
Reklama
Reklama