Rekrutując się do pracy, dobrze byłoby wiedzieć, ile można w niej zarobić. Mając świadomość już na początku naboru, jakie wynagrodzenie oferuje pracodawca, kandydat może w ogóle nie starać się o posadę.
W rekrutację nierzadko trzeba włożyć wiele wysiłku – napisać list motywacyjny i przygotować się do rozmowy. Zdarza się, że pracodawcy wymagają zrobienia prezentacji, rozwiązania zadania lub testu. I po takim kilkuetapowym naborze kandydat, chcący zmienić pracę, dowiaduje się, że w nowej zarabiałby znacznie mniej niż w obecnej.
Wiele miała zmienić nowelizacja kodeksu pracy, która wejdzie w życie w grudniu, ale podczas prac parlamentarnych wycięto jej pazury. Poselski projekt pierwotnie zawierał przepisy dotyczące obowiązku publikowania już w ogłoszeniu o naborze informacji na temat oferowanych na danym stanowisku zarobków. Zgodnie z uchwaloną ustawą kandydat dowie się od pracodawcy o początkowej wysokości wynagrodzenia lub jego przedziale z wyprzedzeniem umożliwiającym zapoznanie się z nim. Obowiązek ten trzeba będzie spełnić najpóźniej przed nawiązaniem stosunku pracy. Więcej na ten temat można przeczytać w artykule pt. „Nowe obowiązki pracodawców prowadzących rekrutację”.
Czytaj więcej:
Nowa konstrukcja przepisów niewiele zmieni w porównaniu ze stanem obecnym. Kandydaci wciąż będą tracić czas i energię podczas rekrutacji, a pracodawcy dziwić się, że najlepsi nie podpisują umowy. Chyba że wyjdą przed szereg i już w ogłoszeniu o pracę zamieszczą informację o zarobkach. Ale zanim to zrobią, powinni sprawdzić, na ile spójny jest ich system wynagradzania. Inni pracownicy mogą bowiem zgłosić się po podwyżki.
Czytaj więcej:
Zapraszam do lektury Tygodnika Kadrowych.