In vitro póki czas. Rozmowa z prof. Leszkiem Pawełczykiem

W niektórych przypadkach zapłodnienie in vitro jest jedynym rozwiązaniem - mówi "Rz" prof. Leszek Pawełczyk

Publikacja: 24.08.2014 23:30

Dzieci z in vitro są tak samo zdrowe, albo prawie tak samo zdrowe, jak te z normalnej populacji – pr

Dzieci z in vitro są tak samo zdrowe, albo prawie tak samo zdrowe, jak te z normalnej populacji – przekonuje prof. Leszek Pawełczyk

Foto: archiwum prywatne

Po sprawie pacjentki, której prof. Bogdan Chazan odmówił legalnej aborcji, odżył temat wad genetycznych u dzieci po in vitro. Czy ta metoda rzeczywiście sprzyja ich powstawaniu?

Prof. Leszek Pawełczyk, kierownik Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu:

Zakładamy, że populacyjna częstość występowania poważnych, dużych wad rozwojowych u dzieci jest na poziomie 3 proc. U dzieci, urodzonych przez matki po niepłodności i leczeniu technikami wspomaganego rozrodu, mówi się o około 4,5–5 procent. To aż albo tylko 1,5 proc., w zależności od tego, z kim się rozmawia. Przeciwnicy in vitro powiedzą, że jest to wzrost o 30 proc. Ja jako naukowiec mówię, że istnieją dobrze udokumentowane badania, według których sama technika zapłodnienia pozaustrojowego in vitro czy IVF-ICSI, czyli mikroiniekcja plemnika do komórki jajowej, ma niewielki wpływ na wzrost częstości wad genetycznych.

Dlaczego więc u dzieci pacjentek po in vitro jest ich więcej?

Okazuje się, że największym problemem jest sama niepłodność. Wynika to z obserwacji dzieci urodzonych u par ze stwierdzoną niepłodnością, u których nie podjęto leczenia metodą in vitro, a które same zaszły w ciążę. Stwierdzono, że częstość wad rozwojowych w tej grupie dzieci jest wyższa niż w normalnej populacji. Również dzieci poczęte w sposób naturalny i dzięki in vitro niczym się między sobą nie różnią. Dowiodło tego duńskie badanie na rodzeństwach z całej Skandynawii, z których jedno dziecko zostało poczęte i urodziło się w sposób naturalny, a drugie po in vitro. Okazało się, że nie było między nimi najmniejszej różnicy. Można więc powiedzieć, że techniki wspomaganego rozrodu w niewielkim stopniu zwiększają częstość wystąpienia wad.

W zeszłym roku Polskę zelektryzowała wiadomość, ?że dzieci po in vitro rodzą się z bruzdą na czole.

Na szczęście dziś większość par traktuje to z przymrużeniem oka, bo był to niefortunny żart. Dzieci z in vitro są tak samo zdrowe, albo prawie tak samo zdrowe, jak te z normalnej populacji. Podobnie absurdem jest stwierdzenie, że dzieci po in vitro są mniej kochane niż po naturalnym poczęciu. Ktoś, kto nie rozmawiał z parą, która ma problemy z zajściem w ciążę, kto nie wysłuchał ich żalu do życia, do społeczeństwa, do siebie samych, kto nie wie, jak w takiej sytuacji rozsypuje się partnerstwo, nie powinien zabierać głosu w kwestii, czy dzieci są kochane, czy nie, czy matka jest szczęśliwa, czy nie. I nie powinien doradzać im adopcji, bo instynkt macierzyński nie polega tylko i wyłącznie na posiadaniu dziecka. To także ciąża, poród, karmienie, to malutkie niemowlę w domu.

Nie jest tak, że my, lekarze, zbieramy na ulicy pary i zmuszamy je do inseminacji czy do in vitro. To wola tych ludzi. Z badań opublikowanych dwa lata temu wynika, że rośnie akceptacja dla tej metody. Okazało się, że 92 proc. par w wieku rozrodczym akceptuje in vitro, a 87 proc. zgodziłoby się na nie. Nie mówmy więc publicznie, że to jest nie akceptowana metoda leczenia.

Przeciwnicy in vitro przeciwstawiają mu naprotechnologię. Jakie jest ryzyko wystąpienia wad genetycznych w jej przypadku?

Naprotechnologia zwiększa je w takim samym aspekcie jak in vitro, jeśli weźmiemy pod uwagę, że korzystają z niej pacjentki z nieleczoną niepłodnością. Trzeba podkreślić, że naprotechnologia jest w Europie poza Polską całkowicie nieznana. Narodziła się w USA, a w Polsce trafiła na bardzo podatny grunt jako zgodna z zasadami nauki kościelnej, która zakłada, że całe leczenie ma bazować na zasadach naturalnej oceny cyklu. Naprotechnolodzy w dużym stopniu stosują to samo co my, z wyjątkiem inseminacji domacicznej i in vitro. Tak samo monitorują cykle, stosują środki farmakologiczne stymulujące jajeczkowanie oraz leczenie operacyjne.

Czym, prócz in vitro, naprotechnologia różni się od tradycyjnych metod wspomaganego rozrodu?

W naprotechnologii, zanim pacjentka wejdzie w etap leczenia, przechodzi etap edukacyjno-szkoleniowy, który trwa od roku do dwóch lat. Uczy się rozpoznawać śluz, mierzyć temperaturę, wyznaczać okres płodny i niepłodny, dowiaduje się, jak zmienić dietę i styl życia. Dopiero wtedy się jej mówi: „Teraz może pani zachodzić w ciążę". Jeżeli trzeba sprawdzić drożność jajowodów, to naprotechnolodzy ją sprawdzają, jeżeli trzeba je operować, to operują. Tyle że wszystko jest rozciągnięte w czasie, a wiemy, że czynnik wieku jest jednym z najistotniejszych elementów wpływających na płodność. Potencjał rozrodczy kobiety po 35. roku życia zaczyna się bardzo szybko obniżać, a najwyższy jest około 20.–25. roku życia. Jeśli mamy do czynienia z parami, u których po przeprowadzeniu pełnej diagnostyki nie możemy znaleźć przyczyny trudności w poczęciu dziecka, mówimy, że jest to niepłodność idiopatyczna. W takiej sytuacji nie ma co czekać w nieskończoność i „kraść" czas reprodukcyjny. Trzeba włączyć metody lecznicze o udowodnionej skuteczności, a do takich należy bezwzględnie zapłodnienie pozaustrojowe. Są także pacjentki, które mają ewidentnie niedrożne jajowody. My powiemy im: „Zróbmy in vitro jak najszybciej", naprotechnolodzy powiedzą: „Zoperujmy jajowody i spróbujmy je udrożnić".

To źle?

W przypadku niektórych pacjentek z tzw. zamrożoną miednicą, czyli z rozległymi zrostami, i bardzo zaawansowaną endometriozą do jajowodów i jajników nie można się dostać nawet w czasie operacji, tak są przykryte zrostami. Co więcej, usuwanie tych zrostów jest niekiedy ze względów technicznych trudne do wykonania, a i tak istnieje ogromne ryzyko, że wytworzą się w sposób wtórny. Naprotechnolodzy, zgodnie ze swoimi deklaracjami, próbują je uwalniać, choć jest to z góry skazane na niepowodzenie. Mówiąc wprost – zabierają tym pacjentkom cenny czas. Podobnie jak obiecując poprawę stanu nasienia, kiedy wiadomo, że nie istnieją na to skuteczne leki.

Naprotechnolodzy dowodzą, że ich metody są nawet lepsze niż in vitro.

Tak mówią, ale jeśli zajrzeć do bazy publikacji medycznych PubMed, znajdziemy zaledwie dwie prace poświęcone naprotechnologii, w dodatku budzące wiele wątpliwości co do interpretacji wyników. Ich autorzy porównują np. efektywność naprotechnologii do in vitro w grupie pacjentek z policystycznymi jajnikami, które, jeśli zastosuje się u nich stymulację jajeczkowania, w większości normalnie zachodzą w ciążę. Wszystko zależy od wyboru pacjentek. Do mnie przychodzi wiele kobiet, które mówią, że przez trzy lata leczyły się w ośrodku naprotechnologicznym. Rozkładają zeszyty z wykresami, na których przez lata cierpliwie zaznaczały księżyc, słoneczko i uśmiechniętego dzidziusia, i uderzają w płacz, bo za każdym razem pojawiała się miesiączka, a one robiły wszystko zgodnie ze wskazówkami.

Mówi im pan wtedy, że pomoże tylko in vitro?

Kiedy przychodzi do mnie para mająca problem z niepłodnością, na pierwszej wizycie pytam, jaki jest ich stosunek do in vitro. Jeśli są przeciwko, to nie namawiam. Podchodzę do tego racjonalnie. Informuję pary, które mają wskazania do in vitro, że bez niego ich szanse na ciążę są niewielkie. Jeśli po przeprowadzeniu pełnej diagnostyki, w tym laparoskopii i histeroskopii, okazuje się, że nie znajduję żadnego czynnika, który mógłby ograniczać ich płodność, parametry nasienia są dobre, a oni cztery czy pięć lat czekają na ciążę, to co mogę im zaproponować poza in vitro? Dalsze czekanie? Jeśli jednak para się na nie nie zgadza, mówię im, że szkoda, ale to jest ich wola.

Po sprawie pacjentki, której prof. Bogdan Chazan odmówił legalnej aborcji, odżył temat wad genetycznych u dzieci po in vitro. Czy ta metoda rzeczywiście sprzyja ich powstawaniu?

Prof. Leszek Pawełczyk, kierownik Kliniki Niepłodności i Endokrynologii Rozrodu Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu:

Pozostało 96% artykułu
Obszary medyczne
Masz to jak w banku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Obszary medyczne
Współpraca, determinacja, ludzie i ciężka praca
Zdrowie
"Czarodziejska różdżka" Leszczyny. Bez wotum nieufności wobec minister zdrowia
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Zdrowie
Co dalej z regulacją saszetek nikotynowych?