Reklama

Janusz Cieszyński: Podniósłbym sobie składkę zdrowotną

Ciężar składki zdrowotnej z całą pewnością nie jest dziś rozłożony w sposób sprawiedliwy. Istnieją grupy uprzywilejowane – mówi Janusz Cieszyński, poseł PiS, były wiceminister zdrowia.

Publikacja: 19.12.2025 04:50

Janusz Cieszyński

Janusz Cieszyński

Foto: TV.RP.PL

Chciałby pan zostać kiedyś wicepremierem ds. zdrowia?

Uważam, że stanowiska nigdy nie powinny być celem w polityce. Jeśli ktoś chce działać i zmieniać rzeczywistość na lepszą, może to robić z różnych pozycji. Myślę, że jest taka kolejka do stanowisk wicepremierów i premierów, że spokojnie – jeżeli ktoś chce w polityce istnieć i realizować swoje cele – te funkcje wcale nie muszą być tym, o co najbardziej warto zabiegać. Znacznie ważniejsze od formalnej funkcji jest, po pierwsze, to, czy ma się realną możliwość wpływania na rzeczywistość, a po drugie, czy ma się do tego realne zasoby.

Reklama
Reklama

Pytam o to nieprzypadkowo, bo minister zdrowia w randze wicepremiera to jeden z postulatów Prawa i Sprawiedliwości…

…Najmniej ważny.

Foto: rp.pl/Weronika Porębska

Skąd wziąć pieniądze na ochronę zdrowia?

Obecnie funkcjonuje podstawowy mechanizm, czyli składka zdrowotna, ale oprócz tego potrzebna jest pewność, że w kolejnych budżetach państwa środki budżetowe będą alokowane w określonej wysokości. Nie powinno dochodzić do sytuacji, w której minister zdrowia, jak ma to miejsce obecnie, musi walczyć z premierem o każdy miliard złotych. Bywali premierzy, tacy jak Mateusz Morawiecki, którzy te środki na ochronę zdrowia po prostu przekazywali. Obecnie mamy jednak kolejnego premiera, który prezentuje inne podejście: stale mówi o „dziurawym wiadrze” i o konieczności radzenia sobie w ramach istniejącego budżetu. Oczywiste jest jednak, że w ten sposób nie jesteśmy w stanie zrealizować tego, na co umówiliśmy się ze społeczeństwem za pieniądze ze składki zdrowotnej. Dlatego uważam, że racjonalnym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie mechanizmu, który nazywam „hamulcem akcyzowym”. Polegałby on na tym, że dochody z akcyzy – z alkoholu i papierosów, a więc produktów ewidentnie szkodliwych dla zdrowia – zostałyby zamrożone co do wartości bezwzględnej na poziomie np. z 2024 r., natomiast wszystkie wpływy ponad ten poziom trafiałyby bezpośrednio na ochronę zdrowia. Ma to o tyle sens, że ustawa o podatku akcyzowym przewiduje coroczną waloryzację stawek akcyzy – istnieje tak zwana mapa akcyzowa. Obecny rząd chciałby nawet przyspieszyć tempo wzrostu akcyzy, ale nawet przy obecnym stanie prawnym dochody z podatku akcyzowego powinny rosnąć. A jeżeli będą rosnąć, to przy takim rozwiązaniu wzrosłyby również wpływy do NFZ na leczenie Polaków.

Reklama
Reklama

A co ze składką zdrowotną? Premier zadeklarował, że w okresie najbliższych dwóch lat nie będzie podnoszona.

Pan premier dużo rzeczy mówi, a niestety te obietnice później się nie materializują. Przypomnę, że jeszcze dwa tygodnie temu poszedł do barbera i obiecał, że tę składkę zdrowotną obniży.

Ciężar składki zdrowotnej z całą pewnością nie jest dziś rozłożony w sposób sprawiedliwy. Istnieją grupy uprzywilejowane, które w relacji do swoich dochodów płacą składkę niższą niż inni. Są również grupy, które w ogóle nie odprowadzają składek, jak na przykład sędziowie i prokuratorzy. Z kolei niektórzy bardzo dobrze zarabiający przedsiębiorcy płacą składkę na poziomie ewidentnie niższym niż osoby osiągające porównywalne dochody na umowie o pracę. Wiemy też doskonale, że wielu przedsiębiorców – mimo formalnego prowadzenia działalności gospodarczej – w praktyce współpracuje tylko z jednym podmiotem, co de facto przypomina umowę o pracę. Koronnym przykładem są tu zawody medyczne.

Co ciekawe, przedstawiciele środowisk medycznych często mówią o konieczności zwiększania nakładów na ochronę zdrowia. Tymczasem według danych za 2024 r. w grupie zawodów medycznych, objętych 14-procentowym zryczałtowanym podatkiem, przeciętny roczny przychód wynosi około 360 tys. zł. W przypadku lekarzy i innych zawodów medycznych rozliczających się ryczałtem koszty działalności są w większości przypadków minimalne, co oznacza, że przychód w praktyce równa się dochodowi. Taka osoba płaci miesięcznie ok. 1,3 tys. zł składki zdrowotnej. Podstawa wymiaru składki wynosi ok. 180 proc. przeciętnego wynagrodzenia. Jeżeli więc ktoś zarabia 360 tys. zł rocznie, czyli około 30 tys. zł miesięcznie, to trudno uznać, że 1,8 przeciętnego wynagrodzenia odpowiada takiemu poziomowi dochodów. Oczywiście nie mówię wyłącznie o lekarzach. Wszelkie zmiany w tym zakresie należałoby wprowadzać w sposób kompleksowy. Sam jestem posłem niezawodowym i jednocześnie pracuję w branży technologicznej, gdzie standardem są tzw. umowy B2B. I to również jest obszar, w którym warto się zastanowić, czy obecne rozwiązania są rzeczywiście sprawiedliwe.

Podniósłby pan sobie składkę zdrowotną?

Jak najbardziej. Podniósłbym sobie składkę, przy czym zastrzegam, że mówię tu wyłącznie o sobie, bo łatwo jest mówić o innych, a trudniej na to zapracować. Uważam, że nie powinno być takich sytuacji, w których dwie osoby, z których jedna zarabia 15 tys. zł, a druga 30 tys. zł, płacą składkę w podobnej wysokości. Myślę, że to jest w oczywisty sposób niesprawiedliwe.

Reklama
Reklama

Jak rozwiązać ten problem?

To na pewno skomplikowane. Wszyscy pamiętamy, że kiedy wszedł Polski Ład, to wywołał gigantyczne kontrowersje. Ta reforma nie była przygotowana w taki sposób, który byłby w stanie zapewnić jej poparcie społeczne. Dziwią mnie też pomysły przedstawiane przez Lewicę, bo mówi się tam o tym, że 90 proc. płatników składki zdrowotnej zapłaci niższą składkę. Trudno w to uwierzyć w sytuacji, w której stopa składki ma wzrosnąć z 9 do 12 proc. Myślę też, że nie jest racjonalne, żeby zmiany polegały na tym, że jednym się zabierze, a innym się da. Kiedy słyszę, że na 10 osób jedna ma zapłacić rachunek za pozostałych 9, to wydaje mi się, że jest to silny bodziec do tego, by próbować spod takiego reżimu uciec. Jak wiemy, skala ucieczki przed podatkami jest bardzo duża, więc jeżeli pojawi się taka możliwość, to taka ucieczka po prostu nastąpi.

Kiedy słyszę, że na 10 osób jedna ma zapłacić rachunek za pozostałych 9, to wydaje mi się, że jest to silny bodziec do tego, by próbować spod takiego reżimu uciec

A co z rolnikami? KRUS też jest pewnym obszarem optymalizacji w związku z tym, że zmieniła się struktura gospodarstw rolnych w Polsce.

Na pewno zjawisko tak zwanych „rolników z Marszałkowskiej”, czyli osób, które rozliczają się jako rolnicy, choć de facto nie prowadzą działalności rolniczej albo nie jest ona ich głównym źródłem dochodu, stanowi ewidentną patologię i należałoby zrobić wszystko, aby takie praktyki ukrócić. Jednocześnie każdy, kto zna realia polskiej wsi, wie, że istnieje bardzo wiele niewielkich gospodarstw, które nie są rentowne. Nie uważam więc, żeby w sytuacji, w której sędziowie czy prokuratorzy w ogóle nie płacą składek, to właśnie ludziom ciężko pracującym na roli należałoby w pierwszej kolejności zaglądać do portfela. Myślę, że powinno się to robić stopniowo i – jak już mówiłem – w sposób sprawiedliwy. A sprawiedliwość w tym przypadku polega na tym, że ten, kto ma wyższe dochody i lepiej zarabia, wnosi większy wkład. I zacząłbym właśnie od tych, którzy zarabiają wyjątkowo dużo, a płacą nieproporcjonalnie mało.

Czytaj więcej

Awantura o zdrowie. Sojusz taktyczny lekarzy z PiS?

Jest pan zwolennikiem limitu wynagrodzeń lekarzy?

Po pierwsze, uważam, że te „kominy płacowe” i bardzo wysokie zarobki to coś, co antagonizuje społeczeństwo wobec środowiska medycznego. Na podstawie danych przedstawionych przez Ministerstwo Zdrowia widać, że osób zarabiających naprawdę bardzo dużo jest w praktyce niewiele. Nie uważam jednak, że jest w porządku, żeby ktoś w publicznym systemie ochrony zdrowia, który jest tak bardzo niedofinansowany, otrzymywał 200–300 tys. zł miesięcznie, a takie kontrakty istnieją. Trzeba jednak zadać pytanie, jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy. Przede wszystkim usługi świadczone przez tych lekarzy są zbyt wysoko wycenione. Należy przygotować rzetelne wyceny świadczeń; takie, które pozwalają lekarzom godnie zarabiać, bo na całym świecie jest normą, że lekarz znajduje się w czołówce społecznej pod względem dochodów w związku z tym, że wykonuje ciężką pracę wymagającą ogromnej wiedzy i poświęcenia. Nie ma jednak żadnego uzasadnienia, żeby z powodu wadliwie przygotowanych wycen ta praca była aż tak przepłacana. Czas skończyć z tym, że „dyski robią zyski”.

Widać też, że Ministerstwo Zdrowia dostrzega ten problem i proponuje nowe taryfy np. dla ablacji. Przykładem może być słynny szpital w Koninie, gdzie z jednej strony zamykane są oddziały, a z drugiej strony są osoby zarabiające 200 tys. zł miesięcznie. Tak – te osoby zarabiają taką kwotę, ale oddział, na którym pracują, przynosi 17 mln zł zysku rocznie i utrzymuje resztę szpitala, bo inne oddziały, takie jak interna czy położnictwo, są nierentowne.

Reklama
Reklama

Na pewno zjawisko tak zwanych „rolników z Marszałkowskiej”, czyli osób, które rozliczają się jako rolnicy, choć de facto nie prowadzą działalności rolniczej albo nie jest ona ich głównym źródłem dochodu, stanowi ewidentną patologię i należałoby zrobić wszystko, aby takie praktyki ukrócić. 

Janusz Cieszyński, poseł PiS

A kiedy były wyceniane te świadczenia?

Różnie. Akurat ablacje były wyceniane za rządu Prawa i Sprawiedliwości i z tego, co pamiętam, to one były wycenione wtedy dobrze. Ale odkąd te wyceny powstały, stale rośnie wycena punktu i decyzja z 2022 r. o wtłoczeniu środków na wynagrodzenia do świadczeń – podtrzymana w kolejnych latach – sprawiła, że będzie ona rosła każdego roku. Efekty tego widzimy w pnących się coraz wyżej kominach płacowych. Ablacje to niejedyny przykład.

Jeden z pomysłów PiS na reformę w ochronie zdrowia to całkowite oddzielenie pracy w systemie publicznym i prywatnym – na czym miałoby to polegać?

Na styku prywatnej i publicznej ochrony zdrowia występuje najwięcej patologii. Chodzi o sytuacje, w których lekarz, przyjmując w publicznym systemie, prowadzi równolegle prywatny gabinet i kieruje pacjentów do publicznego szpitala z pominięciem kolejki, z własnego gabinetu prywatnego. To jest sytuacja niedopuszczalna i należy z tym walczyć. W uzasadniony sposób budzi to poczucie wielkiej niesprawiedliwości. Płacimy wszyscy składki, a są tacy, którzy dzięki prywatnemu gabinetowi skracają sobie drogę do świadczeń w publicznym systemie.

Czytaj więcej

Szpital w Lublińcu bankrutuje. Powiat chce go wydzierżawić

Dodatkowo mamy zjawisko „spijania śmietanki” w systemie. Są obszary, gdzie pieniędzy jest bardzo niewiele. Są też bardzo rentowne, a takim przykładem jest kardiologia. Tak się składa, że w Polsce w wielu publicznych szpitalach prywatny jest właśnie oddział kardiologii. Co więcej, Izabela Leszczyna, z powodów, których nie rozumiem, a mogę się jedynie domyślać, podjęła decyzję, żeby w ramach ustawy o Krajowej Sieci Kardiologicznej ten układ „zabetonować”, umożliwiając jego funkcjonowanie w ramach sieci.

Reklama
Reklama

W jaki sposób „zabetonowano układ”?

Pieniędzmi z KPO - prywatne podmioty otrzymały setki milionów złotych dotacji i tu już nie chodzi tylko o same pieniądze. Problem polega na tym, że okres trwałości inwestycji z KPO sprawia, że bardzo trudno będzie zlikwidować prywatne oddziały, które otrzymały miliony na modernizację. Trudno byłoby też podjąć decyzję o ich wyłączeniu z sieci, bo skoro wydano publiczne pieniądze na modernizację, to nie byłby to racjonalny ruch. To jest właśnie koronny przykład styku medycyny prywatnej z sektorem publicznym.

Czytaj więcej

Szpitale przygotowują się do dużej reformy. Na czym ma polegać?

Konsolidacja szpitali to rozwiązanie, które pan popiera?

Pani minister Sobierańska-Grenda przyszła do resortu zdrowia z województwa pomorskiego, gdzie przeprowadziła konsolidację szpitali pomorskich. Jak rozumiem chodziło tam o połączenie podmiotów w dużych ośrodkach miejskich, dzięki czemu udało się w pewnym stopniu zoptymalizować koszty i dopasować strukturę do potrzeb mieszkańców. Wszyscy eksperci, jeszcze zanim pani minister objęła stanowisko, pozytywnie oceniali te działania. Moje pytanie brzmi natomiast tak: skoro sukcesy w konsolidacji odnoszą się przede wszystkim do dużych ośrodków miejskich, gdzie obok siebie funkcjonuje kilka szpitali wykonujących podobne zadania, to dlaczego, kiedy mówimy o konsolidacji w ogóle, wiele osób ma na myśli niewielkie szpitale powiatowe, które często są jedynymi ośrodkami zapewniającymi opiekę zdrowotną finansowaną ze środków publicznych na szerokim obszarze? Myślę, że jest tak, bo nie pracują tam żadni profesorowie ani „możni tego świata”. Nie słyszałem, żeby ktoś mówił o konsolidacji w Warszawie, bo przecież wtedy jakiegoś profesora należałoby pewnie pozbawić jego kliniki.

Byłbym za tym, żeby – może nie tyle konsolidować, co – urealnić wyceny świadczeń i przesunąć środki z tych obszarów, gdzie pieniędzy jest ewidentnie na tyle dużo, że można wypłacać wysokie wynagrodzenia i generować zyski – w stronę szpitali powiatowych. Wtedy można by usiąść do realnej dyskusji na temat tego, co należałoby konsolidować.

Rozmówca

Janusz Cieszyński

Poseł PiS, były wiceminister zdrowia (2018-2020) oraz były minister cyfryzacji (2023)

Zdrowie
Śmierć po cesarce. Ministerstwo zapowiada kontrole oddziałów ginekologiczno-położniczych
Zdrowie
Janusz Cieszyński o finansowaniu ochrony zdrowia. Hamulec akcyzowy, przegląd składki zdrowotnej i rolnicy z Marszałkowskiej
Zdrowie
Poznański szpital zaprzecza informacjom o ograniczaniu dostępu do świadczeń. „To są fake newsy”
Zdrowie
Ważne zmiany w polityce lekowej? Mają poprawić bezpieczeństwo pacjentów
Zdrowie
Będą zmiany dotyczące bezpłatnych leków dla seniorów i dzieci. Resort mówi o „racjonalizacji”
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama