Wesołych Świąt? Ale w zasadzie dlaczego?” – mógłby ktoś zapytać. W moim przekonaniu byłoby to pytanie całkiem zasadne. Wydaje mi się, że niewiele jest dobrych opowieści o Bożym Narodzeniu. Większość homilii, życzeń lub listów biskupich sprowadza się albo do mnożenia epitetów opisujących nędzę jezusowego żłóbka i łaskawość Boga, który postanowił przez chwilę zamieszkać na tym łez padole, albo do międlenia życzeń „Radosnych Świąt”. W świetle tej pierwszej perspektywy, obecnej szeroko w polskich kolędach i pastorałkach, życie ludzkie staje się jedynie przedmiotem politowania. Nie jest dobrze być człowiekiem, bo wieść życie jako człowiek oznacza ciągłe zmaganie się z cierpieniem materialnym lub duchowym, a często z oboma naraz. Bóg zaś objawia swoją miłość wyłącznie w postaci litości, podobnej do litości sprawiedliwego bogacza, który daje jałmużnę jakiemuś nieszczęśnikowi dotkniętemu przez wszystkie możliwe nędze.