Słusznie, gdyż obok dobrej dostępności do świadczeń zdrowotnych to właśnie na jakości chorym zależy najbardziej. Jakoś jednak tej jakości nie można osiągnąć – ba, w Polsce nie można jej nawet zmierzyć czy monitorować, choć nasz system ochrony zdrowia od lat jest przez społeczeństwo oceniany bardzo negatywnie, a Polska wygląda blado na tle krajów OECD. Okrągłe słowa ?i deklaracje zupełnie nie przekładają się na praktykę. Dlaczego?
Po pierwsze, w Polsce wszyscy znają się na medycynie. Ale „qualityka" to nauka, stąd trzeba być profesjonalistą, żeby się znać na systemach i narzędziach zapewniania jakości w opiece zdrowotnej.
Po drugie, żeby wiedzieć, w jakim miejscu się jest i gdzie pójść, to trzeba widzieć. Żeby widzieć, co się w systemie opieki zdrowotnej dzieje, trzeba mieć elektroniczny system zbierania danych, przez niektórych zwany RUM (Rejestr Usług Medycznych). Pamiętam rok 2007 i huczne zapowiedzi, że RUM w Polsce na pewno powstanie do roku 2012. Jest już rok 2014, a rząd właśnie po raz kolejny odroczył jego wprowadzenie do roku 2017 ?i myślę, że nie jest to jeszcze jego ostatnie słowo! Tym razem problemem nie są pieniądze, które w nadmiarze dała na ten cel Unia Europejska. Na czym więc problem polega? Może komuś bardzo zależy, żeby taki system nie powstał wcale lub by jego powstanie odroczyć jak najdłużej? Albo inaczej – czy można wskazać kogoś (poza pacjentem), komu na wdrożeniu sprawnego RUM naprawdę zależy? Niestety, w mętnej wodzie...
Po trzecie, wielu wie, że system zapewniania jakości kosztuje, ale niewielu zdaje sobie sprawę, że brak monitorowania jakości i stosowania narzędzi projakościowych kosztuje znacznie więcej. Wydatki w zakresie „qualityki" należy traktować jako inwestycję. Dla każdej takiej inwestycji trzeba więc a priori przeprowadzić studium wykonalności i obliczenia dla zwrotu z inwestycji – przy czym ten zwrot dotyczy zarówno oszczędności, jak i poprawy efektów zdrowotnych. W Polsce takich analiz nikt nie prowadzi.
Dziś deklaracje nie idą w parze z działaniem oraz postawami zaangażowanych graczy i nie będzie inaczej, dopóki sytuacja w ochronie zdrowia nie będzie przekładać się na preferencje wyborcze. To z kolei nie stanie się, dopóki jakaś partia nie zaproponuje realnych, profesjonalnych i możliwych ?do wdrożenia planów reformy opieki zdrowotnej i dopóki pacjent nie stanie się wreszcie rzeczywiście centralnym podmiotem systemu.