Lekarze przeczuwali to od dawna, ale potrzebowali kilkunastu lat na zakończenie międzynarodowych badań potwierdzających te spostrzeżenia. Światowa Organizacja Zdrowia alarmowała od dawna, że 7–40 proc. nowotworów może być spowodowane otyłością. Dotyczy to zwłaszcza nowotworów piersi u kobiet, prostaty, okrężnicy, nerki, macicy i przełyku. Związek otyłości z nowotworami jest dostrzegalny na wielu etapach. Otyłość nie tylko sprzyja powstawaniu i rozwojowi raka, ale też znacznie utrudnia leczenie i zmniejsza szanse przeżycia pacjenta.
Grubsze żyją krócej
Jeszcze do niedawna za główną przyczynę nowotworów lekarze uważali tytoń. Teraz bezsprzecznym królem zagrożenia została otyłość.
Polscy lekarze muszą jak najszybciej dotrzeć z tą wiedzą do pacjentów. Na ostatnim zjeździe amerykańskiego towarzystwa onkologicznego zaprezentowano wyniki badań ponad 80 tys. kobiet z rakiem piersi przed menopauzą. Śmiertelność w ciągu dziesięciu lat w tej grupie chorych wynosiła 16 proc., a u pacjentek otyłych wzrastała do 21 proc.
Ktoś powie, że 5 proc. to niedużo. Jednak, jak mówi dr Barbara Radecka z Opolskiego Centrum Onkologii, bardzo droga chemioterapia czy radioterapia poprawiają rokowania również o 5 procent. Zrzucenie nadwagi jest więc równie ważne jak podanie leków czy naświetlanie. Wydaje się też nie tylko prostsze, ale dużo tańsze i mniej obciążające organizm. Te 5 proc. pacjentek to w skali globu kilkaset tysięcy kobiet.
A tyje cały świat. Już 34 proc. Amerykanów jest otyłych, w Polsce odsetek ten wynosi ok. 15 proc., ale szybko rośnie, i to głównie wśród osób młodych i dzieci. W walce z nadwagą i otyłością często się zapomina, że to nie tylko defekt kosmetyczny, ale też choroba przewlekła, nieustępująca samoistnie. Wiedzieliśmy o tym, że sprzyja powstawaniu wielu groźnych chorób, teraz dostaliśmy niezbite dowody, że jest istotnym czynnikiem sprzyjającym nowotworom. Sytuacja staje się naprawdę groźna. A będzie gorzej.