Pokazuje to czwartkowa sprawa przed warszawskim Sądem Apelacyjnym (sygn. IACa 110/07). Ten sąd, podobnie jak wcześniej okręgowy, dopuścił magistra prawa do udziału w procesie o ochronę dóbr osobistych jako pełnomocnika pozwanego.
Tomasz Ambroziak nie jest ani adwokatem, ani radcą a tylko absolwentem studiów prawniczych. Kiedyś zdał egzamin na aplikację, ale go nie przyjęto, obecnie prowadzi działalność gospodarczą - Kancelarię Prawną w Ostrołęce. W ramach tej działalności zawarł z pozwanym w tym procesie rolnikiem z miejscowości Baranowo na Kurpiach umowę o jego stałą obsługę prawną. Rolnik zwrócił się do niego o pomoc, gdy dostał nakaz karny za udział w sprzeczce z rękoczynami, z której wynikły jego późniejsze sądowe problemy. Gdy później poszkodowany (choć wygląda na to, że obaj mają co nieco na sumieniu) wytoczył rolnikowi sprawę cywilną (o ochronę dóbr osobistych), Ambroziak zgłosił się jako jego pełnomocnik.
Powołał się na art. 87 § 1 kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którym pełnomocnikiem może być (oprócz adwokata czy radcy) osoba sprawująca zarząd majątkiem lub interesami strony oraz osoba pozostająca ze stroną w stałym stosunku zlecenia.
Radca prawny Mieczysław Łopusiński, pełnomocnik powoda, zarzucił, że nie może on występować jako pełnomocnik w tej sprawie, gdyż proces o ochronę dóbr osobistych w żadnym razie nie należy do zarządu majątkiem lub stałych interesów osoby. Gdyby w takich sprawach mieli występować magistrowie prawa, to czy należałoby ich dopuścić też do rozwodów?
Na pytanie sędzi Edyty Jefimko, jaką właściwie rolę pełni wobec pozwanego, Tomasz Ambroziak odpowiedział, że jest swego rodzaju rodzinnym doradcą prawnym.