W artykule „Jak wynagradzać pełnomocników prawnych” („Rz” z 3 czerwca) dr Michał Zaremba porusza ważne z punktu widzenia praktyki obrotu prawnego kwestie.
Niewątpliwie zastosowanie ekonomicznej nauki prawa (L&E) do badania zasad i sposobu rozliczeń za świadczenie pomocy prawnej może prowadzić do ciekawych wniosków. Zasady L&E nakazują jednak, by badane kwestie rozpatrywać z uwzględnieniem zarówno specyfiki problemu, jak i przy użyciu wszelkich dostępnych instrumentów.
Stwierdzenie, że tylko umowa uwzględniająca zasady contingency fee zagwarantuje możliwie optymalny poziom opieki prawnej, nie uwzględnia zasadniczego problemu: umowa o udzielenie pomocy prawnej jest umową starannego działania, a nie rezultatu. Rozważania autora prowadzą zaś do stwierdzenia: „brak zgody adwokata czy radcy prawnego na ten rodzaj wynagrodzenia stanowić będzie dla potencjalnego klienta informację o zasadności jego roszczeń”. Nie zgadzam się z tym wnioskiem, jest zasadniczo inaczej. Według mnie brak zgody na przyjęcie sprawy na takich warunkach oznacza tylko to, że temu konkretnemu prawnikowi (kancelarii) takie rozliczenie się nie opłaca. Nawiasem mówiąc, nawet w USA, ojczyźnie success fee, zasady wykonywania zawodu ograniczają jego wysokość do 40 proc. uzyskanej kwoty.
Przeciwnie, szereg firm prawniczych tam działających w umowach z klientem wprowadza klauzulę retaining fee (zaliczka wypłacana dla adwokata), czyli kaucji, która zostaje wpłacona z góry przez klienta i nie podlega zwrotowi; zostaje zaliczona na poczet ostatniej raty umownego wynagrodzenia. Jest to wyraz zaufania klienta do kancelarii i usuwa wątpliwość, co do tego, czy klient rozliczy się za wykonaną usługę.Autor pominął problem dochodzenia przez prawnika należnego mu od klienta honorarium w postaci tego procentu od wygranej. Chodzi o sytuacje, gdy klient nie chce się rozliczyć, co w warunkach polskich jest nagminne. Szereg problemów powstałoby również w księgowości prawników, do dziś przepisy podatkowe nie przewidują takiej możliwości i data wystawienia faktury jest datą odprowadzenia należnego podatku dochodowego i VAT.
Co więcej: przyjęcie tego modelu prowadziłoby do tego, że cała grupa klientów z trudnymi sprawami zostałaby pozbawiona pomocy prawnej. Będzie im trudno dochodzić swoich spraw o niejasnej i skomplikowanej prawnie podstawie, bo nikt ich nie przyjmie, szacując ostrożnie ryzyko przegranej. W rezultacie ta grupa nigdy tej pomocy by nie uzyskała.Tego zagrożenia autor nie dostrzega. Co gorsza: jest to ta kategoria spraw, w których potencjalny klient może znajdować się (ze względu na wysokość swoich dochodów) poza dostępem do bezpłatnej pomocy prawnej świadczonej z urzędu. Zresztą bardzo trudno jest sobie wyobrazić funkcjonowanie pomocy prawnej z urzędu na rynku, gdzie zasadą byłoby rozliczanie wynagrodzeń w zależności od wyniku sprawy.