[b]Dalej uważa pan, że największym nieszczęściem dla sędziów jest nadzór ministra sprawiedliwości nad Temidą?[/b]
Tak. I nie chodzi o to, że upieram się przy opinii sprzed lat tylko dlatego, że trudno mi się z niej wycofać. Proszę spojrzeć na dane. W ciągu 20 lat mieliśmy 19 ministrów sprawiedliwości. Każdy miał swój pomysł na zmiany w sądownictwie. Jeden dzielił sądy na małe, drugi je łączył i najmniejsze zamykał. To stwarza bałagan, chaos i jest przyczyną przewlekłości. Jednak winą za ciągnące się latami procesy społeczeństwo obciąża nas, sędziów. Uważam, że Sąd Najwyższy czy jego pierwszy prezes byli bardziej stabilnymi nadzorującymi. W minionym dwudziestoleciu prezes SN zmieniał się zaledwie dwa razy.
[b]To jedyna zaleta pierwszego prezesa SN w tej roli?[/b]
Nie. Nigdy nie był nim polityk. Dziś nie mam powodów, by mówić o wpływie polityków i polityki na sądy, ale jeszcze trzy lata temu był to poważny problem. Chodzi o to, żeby temu zapobiegać, a nie liczyć na dobrą wolę polityków.
[b]Najważniejsze zadanie na najbliższe miesiące to…[/b]
… prace nad zmianami prawa o ustroju sądów powszechnych. Chcemy przekonać Ministerstwo Sprawiedliwości do propozycji, które nie zaszkodzą sądownictwu. Dziś sukcesem jest to, że prawie dwuletni projekt MS nie trafił do Sejmu. Od lat mówię też, że jakość wymiaru sprawiedliwości zależy od jakości kadry sędziowskiej. Rada powinna mieć większy wpływ na kształcenie aplikantów i szkolenie sędziów.