Adwokatowi trzeba zapłacić honorarium rynkowe, a sąd zwraca jego koszt według stawek urzędowych. Przekonała się o tym Beata M., której w wytoczonym z oskarżenia prywatnego procesie o zniesławienie sąd przyznał rację. Za prowadzenie sprawy zapłaciła adwokatowi w sumie 7320 zł. Sąd przyznał jej zwrot kosztów zastępstwa procesowego, lecz tylko w kwocie 1500 zł.
Czytelniczka czuje się oszukana: dlaczego zapłaciła cenę umowną, rynkową, a zwrot dostała według ceny urzędowej?
[srodtytul]Urzędowe, nie rynkowe[/srodtytul]
Problem bierze się ze sposobu uregulowania sprawy, z niekonsekwencji przepisów. [b]Procedury cywilna i karna ustanawiają słuszną zasadę, że wygrywającemu proces (uniewinnionemu) należy się zwrot kosztów,[/b] w tym prawnika prowadzącego sprawę. Ustawy adwokacka i radcowska przewidują, że opłaty za usługi prawników ustala umowa z klientem. Zgodnie natomiast z rozporządzeniami ministra sprawiedliwości wynagrodzenia adwokatów i radców zwracane są według stawek ustalonych dla spraw prowadzonych z urzędu (takich, w których państwo przyznaje prawnika osobom najuboższym i płaci za niego). Mogą być one podniesione do sześciokrotności stawki minimalnej. Takie podwyższenie musi być uzasadnione, np. zawiłością sprawy czy zwiększonym wkładem pracy adwokata.
Stawki urzędowe pochodzą z 2002 r. i często są niższe od rynkowych. To prowadzi do sytuacji, w których mimo słusznych reguł kodeksowych strona wygrywająca proces i tak większą część honorarium prawnika musi zapłacić sama.