Czy za pretendowanie do Sądu Najwyższego należy się adwokatowi dyscyplinarka? Jak mogą się skończyć historie prawników, którymi zainteresuje się samorządowy pion dbający o ich etyczną postawę? Pytania te zadaliśmy w tekstach opublikowanych we wczorajszej „Rzeczpospolitej " („Wrzenie w palestrze", „Adwokaci złamali przyrzeczenie?") i uruchomiliśmy lawinę komentarzy.
W sprawie wypowiedział się m.in. prezydencki minister Andrzej Dera, który uważa, że ewentualne dyscyplinarki wobec adwokatów byłyby bezprawne. Sędzia Michał Laskowski, rzecznik SN, uznał zaś, że „zgłaszanie się w tej chwili do SN ma w sobie coś niestosownego". Głos zabrał też rzecznik dyscyplinarny izby adwokackiej w Warszawie, adwokat Krzysztof Stępiński, oznajmiając, że nie znajduje żadnego uzasadnienia, by z urzędu wszcząć w sprawie adwokatów-kandydatów choćby czynności sprawdzające. To jednak właśnie do stołecznego samorządu zaadresowane zostało pismo adwokata Marcina Smoczyńskiego, który twierdzi, że adwokaci znajdujący się na listach kandydatów do SN powinni odpowiedzieć dyscyplinarnie.