Poniedziałkowe wydarzenia w Wojskowej Prokuraturze Okręgowej w Poznaniu wywołały falę dyskusji nad modelem prokuratury. Pojawiły się nawet głosy, że rozdzielenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego (pg) było błędem. Po deklaracjach prezydenta, premiera i ministra sprawiedliwości nie wydaje się, by doszło do ponownego uzależnienia prokuratury od rządu. Konieczne są natomiast zmiany, aby nie dochodziło do konfliktów personalnych.
Okazało się bowiem, że nawet jeśli szef śledczych nie jest zadowolony ze współpracy ze swoim zastępcą, to nie może go odwołać. Wszystko dlatego, że – inaczej niż w wypadku prokuratora generalnego, prokuratorów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych – ustawa o prokuraturze nie wskazuje sytuacji, które mogą doprowadzić do odwołania zastępcy pg. Jednym z nich jest naczelny prokurator wojskowy. Do jego odwołania potrzebna jest zgoda aż trzech osób: prokuratora generalnego, ministra obrony narodowej i prezydenta.
Problem współpracy pomiędzy szefem śledczych a jego zastępcami może nabrzmieć jeszcze bardziej, kiedy zakończy się sześcioletnia kadencja Andrzeja Seremeta. Jego następca nie będzie bowiem mógł sobie dobrać współpracowników, a jego zastępcami zostaną osoby, które dziś zajmują te stanowiska. Nawet jeśli nie będzie mógł się z nimi porozumieć.
– W odróżnieniu od wielu innych funkcji w prokuraturze funkcje zastępców pg nie należą do kadencyjnych – wskazuje prokurator Aleksander Herzog, autor komentarza do ustawy o prokuraturze. Jest to ewidentna luka w przepisach.
Nowe zasady współpracy mogą zostać określone przy okazji likwidacji prokuratury wojskowej i włączenia jej do powszechnej, co po ostatnich deklaracjach premiera i ministra sprawiedliwości wydaje się przesądzone.