Minister sprawiedliwości próbuje jednak ratować sytuację, twierdząc, że odpowiednie wytyczne znajdują się w art. 16 prawa o adwokaturze, który faktycznie zawiera wytyczne, lecz dotyczące spraw prowadzonych przez adwokatów z wyboru.
Prezentowana linia obrony jest jednak niespójna, a przez to niewiarygodna.
Ile pytań, tyle procent
Proponuję przyjąć na chwilę sposób rozumowania ministra sprawiedliwości (chociaż jest on jeszcze z wielu innych względów wątpliwy). Gdyby w istocie minister, określając wynagrodzenie za sprawy z urzędu, kierował się wytycznymi z art. 16 prawa o adwokaturze, to nie powinno być żadnych istotnych różnic między wysokością wynagrodzenia w sprawach z urzędu i z wyboru. Na coś się trzeba zdecydować. Tymczasem okazuje się, że podstawowym elementem konstrukcyjnym rozporządzenia jest właśnie zróżnicowanie stawek, w zależności od tego, czy chodzi o sprawy z wyboru czy z urzędu. W efekcie argumentacja przedstawiana przez ministra sprawiedliwości okazuje się wewnętrznie sprzeczna.
Rozporządzenie dopuszcza przyznanie w sprawach z wyboru wynagrodzenia w wysokości 600 proc. stawki minimalnej zgodnie z wytycznymi zawartymi w art. 16 ust. 2 prawa o adwokaturze. W sprawach z urzędu mówi już tylko o 150 proc. stawki minimalnej. Tak się jednak dziwnie składa, że przelicznik ten nie widnieje ani w art. 29, ani w art. 16 prawa o adwokaturze. Liczba 150 pojawia się faktycznie kilka razy w ustawie, ale w raczej odległym kontekście. Przykładowo art. 75i określa liczbę pytań na egzaminie (teście) wstępnym na aplikację adwokacką właśnie na 150. Skąd w rozporządzeniu wziął się nałożony na wynagrodzenie z urzędu „sufit" (nomen omen) w postaci 150 proc. jest jurydyczną zagadką.
A w dodatku błąd legislacyjny
Omówiona rozbieżność jednoznacznie wskazuje, że minister sprawiedliwości, wydając rozporządzenie w sprawie opłat za pomoc prawną udzieloną z urzędu, kierował się nie tyle jakimikolwiek wytycznymi ustawowymi, ile jedynie sobie znanymi kryteriami. W sprawie toczącej się przed Trybunałem Konstytucyjnym o sygnaturze akt U 1/14 minister sprawiedliwości konsekwentnie stwierdził zresztą: „Wskazane przepisy nie zawierają jakichkolwiek ograniczeń przy doborze kryteriów i przyznają ministrowi sprawiedliwości szerokie kompetencje do ustalania zasad i wysokości ponoszonych przez Skarb Państwa kosztów pomocy prawnej udzielonej przez adwokatów i radców prawnych z urzędu" (s. 8).
Trudno się oczywiście nie zgodzić z powyższym stwierdzeniem, które w istocie obrazuje podstawowy problem rozporządzenia. Okazuje się, że nie mieści się ono w ustanowionym Konstytucją RP katalogu źródeł prawa. Przypomina bardziej obce demokracji parlamentarnej rozwiązanie typu samoistny dekret ustawodawczy. W efekcie akt ten reguluje prawa podstawowe obywateli całkowicie arbitralnie, naruszając je na licznych płaszczyznach i w różnych konfiguracjach. Pytanie, jak długo jeszcze? Nawiasem mówiąc, powoływanie się na art. 16 prawa o adwokaturze jest wysoce ryzykowne z innych powodów. Przepis ten bowiem obciążony jest błędem legislacyjnym. Podaje takie same przesłanki dla liczenia jednej stawki minimalnej, jak i jej... sześciokrotności.