Według deklaracji premiera Donalda Tuska oraz ministra finansów Jana Vincenta-Rostowskiego rządowy projekt ustawy o szczególnych rozwiązaniach dla podatników uzyskujących przychody poza terytorium RP ma zrównać sytuację Polaków pracujących za granicą.
Chodzi o osoby pracujące w państwach, z którymi Polska ma podpisane umowy o unikaniu podwójnego opodatkowania. Przewidują one rozliczanie zagranicznych dochodów według mniej korzystnej metody, a mianowicie proporcjonalnego odliczenia. W praktyce oznacza ona zazwyczaj konieczność dopłacenia podatku w kraju. Projekt jeszcze nie trafił do Sejmu, a eksperci już mają wątpliwości, czy dla wszystkich będzie jasne, kto jest jej adresatem. Wszystko z powodu definicji rezydencji podatkowej.
Zgodnie z art. 3 ust. 1 ustawy o podatku dochodowym odosób fizycznych (ustawa o PIT) osoby fizyczne mające miejsce zamieszkania na terytorium RP podlegają w Polsce obowiązkowi podatkowemu od całości swoich dochodów (przychodów), bez względu na miejsce położenia ich źródeł (nieograniczony obowiązek podatkowy). Od 1 stycznia 2007 r. zmieniły się jednak kryteria przesądzające o tym, czy ktoś jest rezydentem podatkowym w Polsce i musi tu rozliczać się ze wszystkich swoich dochodów, czy też nie.
Dziś decyduje o tym posiadanie centrum interesów osobistych lub gospodarczych (ośrodek interesów życiowych) lub przebywanie na terytorium naszego kraju dłużej niż 183 dni w roku podatkowym. Wcześniej rezydencja zależała jedynie od miejsca zamieszkania.
Ustawa wprowadzająca abolicję podatkową zakłada, iż jej przepisy będą miały zastosowanie do podatnika, który przynajmniej w jednym roku podatkowym (w okresie od 2002 r. do 2007 r.) podlegał obowiązkowi podatkowemu określonemu w art. 3 ust. 1 ustawy o PIT i uzyskiwał w tym roku przychody z pracy, do których miał zastosowanie art. 27 ust. 9 albo 9a ustawy o podatku dochodowym.