Dokument Grahama Colemana, brytyjskiego filmowca i pisarza, pokazuje codzienność, rytuały i duchowe samodoskonalenie mnichów z Tybetu. Film nie ma w sobie nic z reportażu. Jest medytacją.
Niezwykłość „Tybetu: trylogii buddyjskiej” polega na tym, że nie jesteśmy obserwatorami wielowiekowej tybetańskiej kultury. Stajemy się jej uczestnikami.
Coleman sfilmował obraz w 1977 roku (obecna wersja opatrzona jest nowym komentarzem) w klasztorach Nepalu i Indii. W pierwszej części – „Dalajlama, zakony i lud” reżyser nakreślił duchowy portret przywódcy Tybetu. Udało mu się także pokazać, jak wiedza o buddyzmie przekazywana jest z pokolenia na pokolenie wśród tybetańskiej społeczności.
Część druga – „Przekazywanie owocu prawdy” – skupia się na ukazaniu fascynującego starożytnego rytuału związanego z boginią Tarą, który daje wgląd w buddyjską teologię. Ostatnia odsłona „Pola zmysłów” dokumentuje, jak mnisi pojmują śmierć.
Dokument Colemana oddziałuje z podobną siłą jak „Wielka cisza” Philipa Groeninga, w którym pokazane zostało życie kartuzów w niedostępnym górskim klasztorze. Oba filmy skłaniają widza do wejścia w inny czas, zagłębienia się w mistyczny świat.