Akcja toczy się daleko od Warszawy, na podlaskiej wsi w nie do końca rzeczywistym świecie pełnym dobrych (z nielicznymi wyjątkami), choć niepozbawionych wad postaci. Twórcy pokpiwają z nich, ale czynią to z wyrozumiałością i życzliwością.
Sukces pierwszego sezonu serialu zaskoczył zarówno twórców, jak i telewizyjnych decydentów. Wielomilionowej widowni na rodzimym komediowym tasiemcu nie przewidział nikt. Sezon drugi przyciągnął jeszcze więcej widzów, niektóre odcinki obejrzało ponad 7 milionów! Zdecydowano się więc na wersję kinową.
„Ranczo Wilkowyje” nie jest jednak (jak to czasem w przeszłości bywało) montażem wybranych scen z serialu, ale bytem całkowicie samoistnym, z napisanym specjalnie scenariuszem. Scenarzyści (Robert Brutter, Jerzy Niemczuk) założyli, że ci, którzy przyszli do kina, znają już bohaterów, nie tracą więc czasu na ich przedstawianie czy opisy wzajemnych relacji. Kto nie zna serialu, może się więc pogubić.
Historia toczy się dwutorowo. Po pierwsze – obserwujemy perypetie Lucy (Ostrowska), Polki z Ameryki, która w Wilkowyje odziedziczyła rodzinny dworek, zakochanej z wzajemnością w Kusym (Królikowski) – malarzu wyleczonym przez nią z alkoholizmu. Ich sielankę przerywa niespodziewany przyjazd byłego męża (Pazura). Okazuje się, że ich rozwód nie został do końca przeprowadzony, a on liczy na jej powrót.
Po drugie – do trzęsącego gminą, skorumpowanego wójta (Żak) przybywa Czerepach (Barciś), kontroler z Rejonowej Izby Obrachunkowej. Był niegdyś podwładnym wójta i uczestniczył we wszystkich przekrętach, więc doskonale wie, co kontrolować (zwłaszcza że ma osobiste powody do zemsty). Dobrym duchem próbującym łagodzić napięte sytuacje jest proboszcz (Żak), brat bliźniak wójta. A całości dopełnia czwórka meneli z ławeczki przed sklepem, nie tylko komentujących rozgrywające się wypadki niczym chór z antycznej tragedii, ale także włączających się w akcję.