Tak złośliwy bym nie był. Oczywiście jest to ten sam Jarosław Kaczyński. Jednak pod pewnymi względami na kongresie stała się rzecz istotna. Pan Kaczyński, który nadal ma dobre ucho, jeśli chodzi o nastroje w partii, uznał, że jej działacze są na granicy wytrzymałości. PiS nie może być bez końca rzucany do niepotrzebnych i z góry przegranych bitew. Ogłosił więc politykę pokoju, usłyszał ulgę i oklaski.
[b]Najwięcej oklasków dostał jednak, gdy powtarzał stare hasło, zero tolerancji dla przestępców?[/b]
Jest to stare hasło, do którego dopisał się premier Tusk. Nic więc dziwnego, że dostał oklaski. Ale teraz Kaczyński wchodzi w buty Tuska. I to po raz drugi.
[b]To kiedy był pierwszy raz?[/b]
Po wyborach 2007 r., wbrew moim radom i sprzeciwom, przyjął model totalnej, bardzo konfrontacyjnej opozycji wobec PO. Powoływał się na to, że to samo robiła wcześniej Platforma, i nie przyjmując argumentów, że jest inna sytuacja, inny układ sił. A teraz jego polityka pokoju jest kalką polityki miłości Tuska.
[b]Widzi pan w tym coś złego?[/b]