W Platformie trwa efektowna, ale niezbyt bogata w treść kampanijna walka między Radosławem Sikorskim a Bronisławem Komorowskim. Nawet nieuważny obserwator zauważy, że obaj kandydaci nie spierają się zbyt merytorycznie. Trudno wskazać zasadnicze różnice w ich wizjach prezydentury i pomysłach na nią.
Zasadnicza różnica merytoryczna, na jaką wskazują, jest taka, że Sikorski mówi o prezydenturze eksportowej, a Komorowski – krajowej. W praktyce ma to oznaczać, że obecny szef MSZ będzie się znacznie bardziej koncentrował na działaniach w sferze polityki zagranicznej. Ale ponieważ ośrodek decyzyjny w tej sprawie i tak leży w MSZ (bo, jak sam obecny minister spraw zagranicznych wielokrotnie podkreślał, to rząd prowadzi politykę zagraniczną), nie należy oczekiwać, że Sikorski jako prezydent prowadziłby zasadniczo odmienną politykę od tej, którą by prowadził Komorowski.
[srodtytul]Przez małe „k”[/srodtytul]
Obaj – choć zapewne w nieco odmiennym stylu – będą realizować politykę rządu Donalda Tuska, jeśli to on nadal będzie premierem, a wiele wskazuje na to, że tak. Zresztą trudno dziś wskazać różnice między oboma politykami w sprawach kierunków polityki zagranicznej.
Podobnie trudno wskazać na razie zasadnicze różnice między nimi w sprawach gospodarczych czy obyczajowych. Obaj – i Sikorski, i Komorowski – tak jak cała ich partia wyzbyli się wyrazistych poglądów. Stali się ludźmi centrum akceptującymi takie poglądy, jakie w danym czasie są dominujące i dają szanse na powszechną akceptację. Taką strategię od jakiegoś czasu realizuje Platforma Obywatelska, o której dziś trudno powiedzieć, czy jest partią konserwatywną, liberalną czy socjaldemokratyczną.