„Nigdy, nigdy się nie poddać, krzyża nie wolno nam oddać” – śpiewało wczoraj ok. 20 obrońców krzyża. W sobotę rano usunęła ich policja. Od tego czasu stoją na chodniku naprzeciw Pałacu Prezydenckiego z repliką krzyża, od którego dzieli ich teraz podwójny rząd barierek.
Funkcjonariusze policji po akcji przeniesienia obrońców tłumaczyli, że w związku ze świętem Wojska Polskiego potrzebna była kontrola pirotechniczna w okolicach pałacu. Rzecznik Biura Ochrony Rządu Dariusz Aleksandrowicz zaznaczył, że nie zna decyzji o powrocie manifestujących w poprzednie miejsce. Kancelaria Prezydenta informuje, że nie ma postanowienia, co dalej z krzyżem.
Usunięcie obrońców krzyża w sobotę w oświadczeniu skrytykował Jarosław Kaczyński. „Mamy tu do czynienia z fortelem, którego ostatecznym celem jest wyprowadzenie Krzyża z miejsca, gdzie został umieszczony, bez zapewnienia jakiejkolwiek gwarancji, że przy Pałacu Prezydenckim powstanie pomnik upamiętniający Prezydenta i inne ofiary katastrofy” – napisał prezes PiS.
Obrońcy krzyża wczoraj przez głośnik nawoływali prezydenta Bronisława Komorowskiego, by krzyża sprzed pałacu nie zabierał. Głowa państwa kilkaset metrów dalej (na placu Piłsudskiego) przejmowała zwierzchnictwo nad Siłami Zbrojnymi. Gdy w eskorcie Komorowski przejeżdżał do pałacu, oklaski jego zwolenników mieszały się z gwizdami i okrzykami: „Hańba”, „Czy pan jest prezydentem Polski?”.
Grupę obrońców zagłuszała wojskowa orkiestra, która na Krakowskim Przedmieściu miała zagrać w trakcie przejazdu prezydenta. Muzycy zaczynąli grać za każdym razem, gdy z głośnika protestujących dobywały się okrzyki. W dyskusję z grupą manifestantów czasem wdawali się przechodnie.