Lech Kaczyński wygrał wybory pod hasłem IV RP, czyli wszechstronnej odnowy i wzmocnienia siły państwa polskiego po kompromitacji lewicy aferą Rywina. Silne poczucie kryzysu państwa sprawiało, że i PiS, i PO mogły i chciały przeprowadzić kompleksowy plan jego naprawy.
Jednak totalna wojna PiS – PO, która wybuchła w następstwie wyborów w 2005 r., zmieniła polityczny sens prezydentury Lecha Kaczyńskiego, która musiała się stać niejako tarczą dla koalicji PiS – LPR – Samoobrona. Sam Kaczyński dobrze rozumiał polityczną niepewność takiej kombinacji i powstanie takiej koalicji uznał za zło konieczne – jedyną możliwość kontynuowania projektu przebudowy państwa przy braku koalicji z PO.
Reakcja na nowe sojusze
Prezydent wyznawał pogląd, że nadzieje związane z wejściem Polski do UE i NATO spełniły się tylko częściowo. Owszem, zapewniły Polsce stabilizację gospodarczo-cywilizacyjną i ochronę przed zewnętrzną agresją wojskową, ale nie wyczerpały możliwości reagowania na próby wskrzeszania rosyjskiej strefy wpływów w Europie Wschodniej oraz rozszerzania granic Unii i NATO na Wschód. Z niepokojem obserwował budowanie politycznej osi na linii Paryż – Berlin – Moskwa. Dlatego uważał, że państwa Europy Środkowo-Wschodniej powinny ściślej kooperować w celu szybkiego reagowania na ewentualne wojownicze ruchy Rosji. Ta obawa spełniła się w sierpniu 2008 r., gdy rosyjskie wojska wkroczyły na terytorium Gruzji i realna była obawa, że państwa zachodnie mogą się nie zdecydować na skuteczną interwencję w celu zatrzymania czołgów rosyjskich sunących na Tbilisi.
Wtedy prezydent Kaczyński zmobilizował liderów państw Europy Środkowo-Wschodniej, aby wspólnie odwiedzili stolicę Gruzji i zademonstrowali solidarność z prezydentem Micheilem Saakaszwilim.
Zabezpieczyć polską suwerenność
Kaczyński miał też nadzieję na uniezależnienie się energetyczne Polski od Rosji i temu służyły plany rurociągu Odessa – Brody, w które chciał zaangażować takie kraje jak Azerbejdżan, Ukraina i państwa bałtyckie.