Nie przeprosimy za bycie Węgrami

Nasz rząd jest atakowany, bo narusza zbyt wiele interesów i podważa dogmaty wolnego rynku – mówi polityk Fideszu.

Publikacja: 13.04.2013 19:00

György Schöpflin – węgierski historyk i politolog, poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Fide

György Schöpflin – węgierski historyk i politolog, poseł do Parlamentu Europejskiego z ramienia Fideszu. Od 1960 r. żył w Wielkiej Brytanii, gdzie pracował w BBC i rozpoczął karierę akademicką. W 2003 r. wrócił na Węgry, by poświęcić się działalności publicznej

Foto: Parlament Europejski

Reprezentowanie dziś Węgier, choćby w roli europosła, nie jest chyba łatwe.

György Schöpflin:

Rzeczywiście, trudno tego nie zauważyć. Specjalnie tego nie czuję, pracując w dwóch komisjach Parlamentu Europejskiego, gdzie zostałem bez problemów zaakceptowany. Nierzadko odczuwam jednak rodzaj zbiorowej niechęci wobec nas jako Węgrów. Ze strony europejskiej lewicy to nawet zrozumiałe.

Krytykę słychać jednak także ze strony członków Europejskiej Partii Ludowej, do której należy i Fidesz.

Europejska Partia Ludowa jest dużym ugrupowaniem i reprezentowane są w niej różne poglądy. Zdarzają się krytyczne uwagi poszczególnych posłów – nagłaśniane zwykle przez niemieckie i austriackie gazety – jednak chciałbym zdecydowanie podkreślić, że jako całość EPP zdecydowanie wspiera Fidesz. O ile wiem, jest też paru krytycznie nastawionych posłów polskich, którzy najwyraźniej czytają głównie „Gazetę Wyborczą" i wyobrażają sobie straszne rzeczy. Jesteśmy gotowi do dyskusji i służymy wszelkimi informacjami, by wyjaśnić, że sprawy na Węgrzech mają się nieco inaczej, niż twierdzi lewica.

Dlaczego tak trudno jest przekonać świat zewnętrzny do modelu, który wybrała węgierska prawica?

Sam się nad tym zastanawiałem. Przede wszystkim naruszyła chyba zbyt wiele istotnych sfer interesów. Rząd Fideszu nie tylko narusza interesy gospodarcze, ale idzie pod prąd pewnych ogólnie przyjętych „prawd" – takich jak choćby ta, że – mówiąc umownie – wolny rynek uszczęśliwia. Fidesz mówi: nie można wyłączyć funkcji regulacyjnych państwa, w dziedzinie ochrony najsłabszych grup. Takie podejście idzie pod prąd neoliberalizmu twierdzącego, że rynek wszystko ureguluje, choć tak naprawdę ten sam rynek tworzy ogromne nierówności. Fidesz irytuje swoich krytyków, próbując stosować rozwiązania, które być może kiedyś staną się wręcz modelowe.

W praktyce nie widać wielu naśladowców rozwiązań proponowanych na Węgrzech.

To w dużej mierze wynik głębokiego utrwalenia dogmatu funkcjonowania wolnego rynku. To przekonanie zakodowane jest tak głęboko, że odrzucane są wszelkie fakty i obserwacje, które mogłyby temu zaprzeczać. Tymczasem Fidesz samym swoim istnieniem podważa hegemonię ideologii liberalnej. Jest jeszcze jeden problem, wynikający z natury języka węgierskiego, skłonnego do stosowania hiperboli i wyrażeń, które tłumaczone np. na angielski wywołują wrażenie, że jesteśmy skłonni do przesady, wręcz agresji.

A może takie wrażenie wywołuje obserwacja stanu zimnej wojny politycznej na Węgrzech, o której niedawno sam pan pisał?

Myślę, że do wyciągania takich wniosków przyczynia się w dużym stopniu bezkrytyczne przyjmowanie argumentacji opozycji, która często rozmija się z prawdą. W dzisiejszym świecie tłumaczenia rządów państw przyjmowane są zaś z podejrzliwością, wręcz jako fałszowanie rzeczywistości. No cóż, po doświadczeniach np. z Grecją trudno się temu nawet dziwić. No i wreszcie istnieje skłonność ludzi do upraszczania spraw, które są jednak bardziej złożone, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka.

Jednak Fidesz może popełnił niepotrzebne błędy. Czy konieczny był pośpiech przy przyjmowaniu konstytucji, którą potem w ciągu zaledwie dwóch lat trzeba było aż cztery razy poprawiać?

Przyjmuję tę krytykę, tym bardziej że sam zasiadałem w komisji przygotowawczej, którą latem 2010 r. zwołał Viktor Orbán. Rzeczywiście, pracowaliśmy nad konstytucją w pośpiechu, ale w pewnym stopniu można to zrozumieć. Rząd bał się, że w razie ewentualnego odejścia kilku posłów może utracić większość konstytucyjną w parlamencie, a wówczas o zmianie ustawy zasadniczej musielibyśmy zapomnieć. Tymczasem większość dwóch trzecich Fidesz zachował do dziś – zapewne z powodu ciągłych ataków i związanego z tym syndromu oblężonej twierdzy.

Błędów było zresztą więcej. Moim zdaniem np. zbyteczna była ustawa u uznawaniu Kościołów przez parlament. Niepotrzebnych problemów przysporzył też Fideszowi pomysł wprowadzenia rejestracji wyborców. Jedynym jej motywem była chęć uregulowania statusu wyborców spoza granic Węgier [posiadający podwójne obywatelstwo przedstawiciele mniejszości w krajach ościennych otrzymali prawo wyborcze na Węgrzech – przyp. red.].

Problemy związane z sytuacją Węgrów w krajach sąsiednich chyba nie ułatwiają pracy rządowi Fideszu.

Oczywiście to bardzo złożona kwestia, w której właściwie nie mamy sojuszników. Niestety, na Zachodzie nie chcą przyjąć do wiadomości, że niektóre państwa nadużywają pojęcia praw obywatelskich i nie gwarantują mniejszościom etnicznym równych praw. Tymczasem Węgrzy, którzy z niezależnych od nich powodów stali się po I wojnie światowej obywatelami Rumunii, Czechosłowacji albo Jugosławii, nigdy się z tym nie pogodzili, a obywatelstwo im po prostu narzucono. Nigdy nie stracili poczucia związku z Budapesztem i tego nie da się zmienić.

Wróćmy jednak do sytuacji na Węgrzech. Czy nie sądzi pan, że utrzymywanie ciągłego napięcia politycznego sprzyja radykalizmowi? Na przykład już jedna trzecia studentów chce głosować na Jobbik.

Sądzę, że etap radykalnych działań mamy już za sobą. Już w ubiegłym roku w polityce Fideszu zauważalna była raczej konsolidacja niż radykalizacja. Co się zaś tyczy Jobbiku – zjawisko poparcia dla prawicowych radykałów wśród studentów nie jest nowe (co ciekawe – głównie wśród mężczyzn). To niestety część dzisiejszej rzeczywistości związana z frustracją, z trudnościami w trakcie poszukiwania pracy, ale także reakcja na wywierane na nas zewnętrzne naciski. Nazywamy to „kurucosodás" [od kuruców, antyhabsburskich powstańców z XVIII w. – przyp. red.]. To rodzaj węgierskiego uporu „dla zasady", deklaracja tego, że mamy dosyć nieliczenia się z nami, dosyć złego traktowania i przepraszania za bycie Węgrami.

Czy ten nastrój charakteryzuje dziś młodych Węgrów?

Nie tylko młodych. Niedawno byłem na spotkaniu z wyborcami w moim okręgu wyborczym na południowym zachodzie Węgier. To region konserwatywny, w przeważającej części katolicki. Zadziwił mnie tam ostry ton antyeuropejskiej krytyki wyrażanej przez statecznych, często starszych ludzi. Te same odczucia pojawiają się zresztą także przy innych okazjach. Gdy w styczniu zeszłego roku w Budapeszcie odbył się pierwszy duży wiec poparcia dla Fideszu, to jeden z najbardziej zauważalnych transparentów głosił: „Nie jesteśmy kolonią".

Czy jednak te antyunijne hasła nie idą zbyt daleko? W końcu członkostwo w Unii oznacza też konkretne korzyści dla Węgier.

Nikt temu nie zaprzecza. Chodzi jednak o zasadę równego traktowania, która zawsze była jednym z fundamentów Unii Europejskiej. Niestety, zauważam – co jest dla mnie wielkim rozczarowaniem – że zasada ta nie odnosi się dziś do mniejszych państw. I bynajmniej nie chodzi wyłącznie o Węgry. Mówienie o „kolonizacji" jest oczywiście retoryczną przesadą, ale potrafię zrozumieć rozgoryczenie i frustrację moich rodaków.

Reprezentowanie dziś Węgier, choćby w roli europosła, nie jest chyba łatwe.

György Schöpflin:

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!