Rz: Janusz Dzięcioł, zwycięzca pierwszej polskiej edycji Big Brothera, chce startować na prezydenta Grudziądza i odchodzi z PO, bo nie podoba mu się, jak ta partia rządzi jego rodzinnym miastem. Dlaczego popularność z programu reality show tak łatwo przekłada się na sukces wyborczy?
Jacek Wasilewski:
Cenimy w Polsce wartości rodzinne, więc głosujemy na takich ludzi, których wydaje się nam, że znamy. Jeśli w telewizji ktoś zachowuje się w miarę uczciwie, to myślimy, że jest uczciwy, a jak kogoś znamy z reality show to na pozór znamy go dużo lepiej niż innych polityków, bo wiemy, jak się zachowuje w zwykłych sytuacjach życiowych, a to jest dla nas ogromnie ważne. Łatwiej nam się z kimś zbliżyć, gdy widzimy, jak gotuje zupę, niż jak wypowiada się na trudne tematy i to językiem dla nas niezrozumiałym.
Programy reality show wykreowały nie tylko polityków, ale późniejsze gwiazdy wielu dziedzin życia, np. kucharzy czy dziennikarzy.
U nas celebryci bardzo szybko przechodzą proces „genializacji". Jak ktoś jest znany, to zaczynamy od razu go pytać o zdanie na każdy temat. Do tego pamiętajmy, że reklama jest bardzo droga. Stacjom telewizyjnym udało się poprzez programy reality show wykreować wizerunki wielu nowych celebrytów, więc musiały ich jakoś wykorzystać. Zresztą widzowie byli szczerze zainteresowani tym, by uczestników tych programów sprawdzić w jakiejś nowej roli. Problem tylko w tym, że to się rzadko sprawdzało. Tym ludziom zabrakło trochę osobowości...