W Platformie stabilności coraz mniej. Jak Pan ocenia kondycję swej macierzystej partii, gdy obserwuje Pan problemy Sławomira Nowaka z nadmiarem drogich zegarków, kuglowanie stanowiskami w KGHM przy okazji wyborów regionalnych na Dolnym Śląsku czy też gigantyczną aferę informatyczną?
Afera informatyczna akurat świadczy o tym, że mechanizmy obronne państwa działają skutecznie. Nieuczciwi ludzie zdarzają się wszędzie – w każdej partii, w każdym rządzie, w każdym parlamencie. Jeśli jednak skutecznie zajmują się nimi organa ścigania, to znaczy, że państwo reaguje właściwie.
Prokuratura w korumpowaniu stanowiskami w KGHM przez działaczy Platformy przestępstwa nie dostrzegła.
Zdarzało się to i wcześniej w innych partiach... Prokuratura jest niezależna – decyzje podejmuje samodzielnie.
A czy to nie kompromitujące, że Sławomir Nowak, Pański dawny minister, nie potrafi powiedzieć, ile ma zegarków i skąd?
Zapewne dlatego premier podjął takie decyzje, jakie podjął. A zatem i tu zadziałał mechanizm odpowiedzialności politycznej. Dodatkowo toczy się sprawa prokuratorska. Gdyby nie było żadnej reakcji, to wówczas można byłoby mieć zastrzeżenia.
Pytamy bardziej o Pańską ocenę etyczną, a nie prawną.
Pytanie, czy to kwestia uczciwości, czy też zaniku instynktu samozachowaw- czego. Warto, żeby wszyscy politycy pamiętali, że na ogół skandal wybucha nie wtedy, kiedy coś się ujawnia, tylko jeśli próbuje się coś ukryć. Dotyczy to nas wszystkich.
Przez dekadę był Pan w PO. Może Pan rozumie, czemu premier tak zajadle walczy z Grzegorzem Schetyną? Podobno jednym z powodów są bliskie relacje Schetyny z Panem.
Spiskowych teorii są tysiące. Takie plotki są kolportowane przez tych, którzy chcą wywołać sensację, skłócić ze sobą ważne urzędy państwowe lub po prostu zrobić komuś przykrość. Powiem tak: nie angażuję się w spory wewnętrzne w partiach politycznych, także w PO.
Prezydent Wiktor Janukowycz dostał od Putina 15 mld dolarów i tańszy gaz. Czy Pana polityka polegająca na tym, by nie izolować, ale wręcz stawiać na Janukowycza, okazała się nietrafiona? Nie podpisano umowy stowarzyszenia nie z powodu obaw Unii, o co się Pan martwił, ale właśnie z powodu decyzji prezydenta Ukrainy.
Skąd ten pomysł o stawianiu na prezydenta Janukowycza? Chodzi o całą Ukrainę. Od początku lat 90. Polska konsekwentnie prowadziła politykę wschodnią opartą na założeniu, że niepodległa Ukraina leży w interesie Polski i Europy oraz wymaga wspierania. Zależało nam na tym, żeby ten kierunek był ważny przede wszystkim dla samych Ukraińców. Ta polityka była realizowana przez wszystkich polskich prezydentów wobec wszystkich prezydentów niepodległej Ukrainy: prezydenta Kuczmy, Juszczenki, a obecnie wobec Janukowycza, i przyniosła rezultaty.
Tylko Ukraina jej nie chce podpisać.
To prawda, ale po raz pierwszy Ukraina zaszła na prozachodniej drodze tak daleko. Wynegocjowała umowę stowarzyszeniową i zmieniła (chyba trwale) swój system prawny. To wybór Ukrainy i jej demokratycznie wyłonionych władz. Ale warto pamiętać, że wcześniej nawet nie było czego podpisywać. Widać też zmianę podejścia społeczeństwa ukraińskiego do integracji z Europą. Z dwudziestu paru procent przed trzema laty do prawie 50 procent wzrósł odsetek Ukraińców pragnących integracji ich kraju z Zachodem. Ponadto Unia postawiła warunki i Ukraina je spełniła, dokonując u siebie zmian m.in. w prawie o przesyle gazowym, prokuraturze czy prawie wyborczym. Być może ta ostatnia zmiana okaże się brzemienną w skutki i istotną z punktu widzenia przyszłych wyborów na Ukrainie.
Warto podkreślić jeszcze jedno osiągnięcie – zmieniło się podejście Unii Europejskiej do Ukrainy. Została zbudowana świadomość, że Ukraina jest ważna nie tylko dla Polski, ale dla wszystkich. To między innymi efekt setek spotkań, podczas których Polska działała na rzecz likwidacji stanu europejskiej obojętności wobec Ukrainy. Trzeba to stanowisko Europy podtrzymać. Sprzyja temu to, co dzieje się na Majdanie. Majdan stworzył w Unii Europejskiej zupełnie nowy obraz Ukrainy i udowodnił dużej części zachodniej opinii publicznej, że Ukrainie naprawdę zależy na integracji. W moim przekonaniu będzie to miało duże znaczenie w przyszłości.
Żądanie uwolnienia Julii Tymoszenko jako warunek stowarzyszenia nie był błędem? Tłumy na Majdanie nie domagają się jej uwolnienia, lecz marszu na Zachód.
To było trudne do uniknięcia, ale sprawy nie ułatwiło. Myślę, że Unia przemyśli ten fakt, że nawet sama pani Tymoszenko mówiła wprost, że droga do jej wolności wiedzie poprzez podpisanie Umowy Stowarzyszeniowej UE–Ukraina, a nie na odwrót.
Ale pamiętajmy, że nie to zdecydowało ostatecznie, że umowa nie została podpisana. Przesądziła fatalna kondycja finansowa Ukrainy, efekt nieprzeprowadzania na czas reform. Ta słabość została skrzętnie i bezwzględnie wykorzystana przez rosyjskiego sąsiada.
Ma Pan kontakt z Janukowyczem. Po szczycie w Wilnie pojawiały się informacje, że ukraiński prezydent był dla Pana nieuchwytny.
Nie potwierdzam tej informacji. Wtedy chodziło o to, by nie dopuścić do rozwiązań siłowych na Majdanie i udało się takie zagrożenie oddalić.
Dlaczego Rosjanie pożyczyli Janukowyczowi 15 mld dolarów?
Sądzę, że dzisiaj można to traktować głównie jako swoistą rekompensatę za niepodpisanie umowy stowarzyszeniowej. Nie sadzę jednak, by to była cena za przystąpienie Ukrainy do Unii Celnej. Jestem pewien, że to nie koniec, ale tylko kolejny etap lawirowania Ukrainy między Wschodem a Zachodem.
Polska powinna pamiętać, że to przede wszystkim sprawa Ukrainy i Ukraińców. Że my możemy jedynie pomagać, aby lawirując (co w sytuacji gospodarczej i politycznej Ukrainy wydaje się nieuchronne), zbliżała się choćby wolno ku Zachodowi. Dzisiaj widać, że Ukraina nie jest jeszcze gotowa do jednoznacznego wyboru opcji zachodniej, ale to tylko kwestia czasu. Majdan i badania opinii publicznej świadczą o tym, że proces uzachodnienia Ukrainy posuwa się do przodu.
Unia zostawiła drzwi otwarte. Władze Ukrainy mówią, że nie wyrzekają się dążenia do integracji europejskiej, tylko ją odsuwają w czasie. Majdan jest znakiem woli bardzo poważnej części narodu ukraińskiego. Przydałby się teraz, a być może będzie konieczny w przyszłości nie tyle kompromis, ile pakiet minimalnego porozumienia władz ukraińskich i opozycji, który uwzględniałby fakt, że podpisanie umowy stowarzyszeniowej ma sens wtedy, jeśli łączyć się będzie z reformami gospodarki ukraińskiej tak, by ją uwolnić od łatwej presji zewnętrznej. Unia Europejska powinna być gotowa do wsparcia tego porozumienia pakietem pomocowym. Warto przypomnieć nasze polskie doświadczenie z początku lat 90. O naszej przyszłości zdecydowały wtedy nasze reformy, a nie pomoc finansowa Zachodu.
Czy wybiera się Pan Prezydent do Soczi na olimpiadę?
Nie, bo staram się minimalizować obecność na międzynarodowych imprezach sportowych. Wyjątkiem było Euro 2012. Ten wyjazd miał głęboki sens polityczny. Polska była współgospodarzem tej imprezy, a ja osobiście angażowałem się przeciwko bojkotowaniu Ukrainy.
Obecność lub nieobecność w Soczi ma również bardzo polityczny wymiar. Przywódcy Europy prześcigają się w gestach o bojkocie. Prezydent Gauck, Hollande...
Ale na szczęście ja nie muszę wykonywać żadnych politycznych gestów. Spotykam się ze sportowcami, olimpijczykami przed mistrzostwami i igrzyskami, ale także po, dziękując im za wyniki, za godne reprezentowanie Polski.
Czy polscy politycy powinni jechać do Soczi?
Jestem przekonany, że odpowiedni rangą przedstawiciel państwa polskiego będzie brał udział w igrzyskach.
Wiedział Pan o instalacji dodatkowych iskanderów w obwodzie kaliningradzkim?
To stara sprawa, bo nie po raz pierwszy takie sygnały pojawiały się w mediach. Nowością jest to, że teraz pojawiły się w prasie niemieckiej.
One tam są czy ich nie ma?
Iskandery to środki supermobilne. W każdej chwili mogą tam się znaleźć i w każdej chwili mogą zostać stamtąd wyprowadzone. Stacjonowanie, garnizon, koszary nie są tak bardzo istotne. Wiadomo, że armia rosyjska sukcesywnie jest wyposażana w nowe generacje rakiet, również takie, które mogą być wycelowane w polskie terytorium. Mówili zresztą o tym wprost rosyjscy wojskowi i politycy, grożąc nawet użyciem ich w nuklearnym uderzeniu prewencyjnym. Tu żadnej tajemnicy nie ma. Nie jest też tajemnicą, że zarówno Polska, jak i NATO szukają odpowiedzi na nowe wyzwania wojskowe pojawiające się przy granicach Sojuszu. Stąd m.in. decyzja NATO o wspólnej tarczy antyrakietowej i przeciwlotniczej w Europie. Jej elementem będzie zarówno planowany do rozmieszczenia segment amerykański, jak również nasz własny, polski kawałek tarczy, który będziemy budowali, i na który – m.in. z mojej inicjatywy – mamy już zagwarantowane środki finansowe w nadchodzącej dekadzie. Łatwo zauważyć, że ostatni szum informacyjny wokół iskanderów w obwodzie kaliningradzkim jest operacją informacyjno- -propagandową mającą na celu storpedowanie budowania europejskiej tarczy przeciwrakietowej.