Był poetą, prozaikiem, dramaturgiem, eseistą i felietonistą, jednak przede wszystkim poetą, i to poetą z krwi i kości, ale także – chociaż piszę to drżącą ręką – z bożej łaski. Gdy pewna dziennikarka spytała go, co sądzi o Bogu, odpowiedział, że nie ma znaczenia, co on sądzi o Bogu, znaczenie ma, co Bóg sądzi o nim.
Poeta Niespokojny - przypominamy publikacje przygotowane na 90. Rocznicę Urodzin Tadeusza Różewicza
Był też z natury samotnikiem, indywidualistą, żył i tworzył na uboczu. W młodości miał dwu mistrzów: Juliana Przybosia i Leopolda Staffa. Ale uczeń przerósł mistrzów. Staff pod koniec życia pisał wiersze w stylu Różewicza.
Prowadzony na rzeź
Od debiutanckiego zbioru wierszy „Niepokój" z 1947 roku łamał wszelkie artystyczne konwencje, estetyczne schematy i literackie stereotypy. Burzył, ale burząc, budował. Stworzył nowy typ poezji. Wers w jego wierszu to zestrój kilku zaledwie wyrazów, bywa, że tylko jedno słowo, o podziale na wersy decydują nie ściśle określone reguły, ale intuicja poety, rytm jego oddechu. Wprowadził do poezji na niespotykaną dotąd skalę żywą polszczyznę, konwersacyjną, potoczną. Dzisiaj co drugi polski poeta pisze – nawet o tym nie wiedząc – w jego poetyce. Pisze Różewiczem.
Podstawowym zadaniem, jakie przed sobą postawił, było „Stworzyć poezję po Oświęcimiu". I to uczynił. Uświadomił nam, że musi to być poezja pozbawiona patosu, koturnowości z jednej strony, a z drugiej – pozbawiona czułostkowości i sentymentalizmu. Na początku drogi powiedział dwie kluczowe rzeczy, w wierszu „Lament": „mam lat dwadzieścia/ jestem mordercą/ jestem narzędziem/ tak ślepym jak miecz/ w dłoni kata/ zamordowałem człowieka", a w wierszu „Ocalony": „Mam dwadzieścia cztery lata/ ocalałem/ prowadzony na rzeź".