„Ułożenie szczątków na ziemi sugeruje, że samolot rozpadł się jeszcze w powietrzu" – napisał we wstępnym raporcie holenderski Urząd ds. Bezpieczeństwa (Onderzoeksraad Voor Veiligheid) badający katastrofę.
Samolot lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur w Malezji runął na ziemię na tereny opanowane przez rosyjskich separatystów. Zginęło 283 pasażerów i 15 członków załogi.
Zarówno rejon katastrofy, jak i towarzyszące jej okoliczności sprawiły, że wielu polityków i ekspertów od razu oświadczyło, że pasażerski samolot został zestrzelony przez separatystów z rosyjskiej broni przeciwlotniczej. Jednak wstępny raport holenderskiego urzędu stwierdza jedynie, że „wiele wysokoenergetycznych obiektów" doprowadziło do zniszczenia kadłuba maszyny w trakcie lotu, nie określając, skąd się one wzięły. Pełny raport powinien zostać opublikowany latem przyszłego roku.
Badania przyczyn utrudnia to, że rejon katastrofy – zaraz po upadku samolotu – stał się miejscem ciężkich walk między separatystami a oddziałami ukraińskimi. Utrzymali go Rosjanie, ale był ostrzeliwany przez ich artylerię, co dodatkowo komplikowało śledztwo.
W dwa dni po katastrofie Moskwa oświadczyła, że boeing został zestrzelony przez armię ukraińską, a ponadto pasażerski samolot był śledzony przez wojskowe Su-25. Z kolei Kijów i przedstawiciele Zachodu uważają, że boeinga trafiono rosyjską rakietą z systemu przeciwlotniczego Buk. Zachodnim i rosyjskim dziennikarzom udało się zidentyfikować taki zestaw, przywieziony przez rosyjską granicę rankiem w dniu katastrofy do miasteczka Snieżnoje w Donbasie. Stamtąd strzelał do samolotu. Rakiety należały do rosyjskiej 53. rakietowej brygady przeciwlotniczej z Kurska.