Takiego napięcia nie było w Jerozolimie i na Zachodnim Brzegu Jordanu od dawna. Nie chodzi o liczbę ofiar, lecz o symbolikę.
– Zaczął się już bunt. Większość Palestyńczyków stosuje opór bez przemocy. Domagają się końca opresji ze strony osadników. To taki bunt jak polskich robotników pod wodzą Wałęsy przeciwko władzom komunistycznym – mówi „Rz" Mustafa Barguti, polityk palestyński, niegdyś główny rywal Mahmuda Abbasa w wyborach prezydenckich.
– Izraelska armia odpowiada ogniem, każdego dnia mamy męczennika. Dla Izraela wszyscy są terrorystami, a ci, co domagają się wolności – prowokatorami – dodaje.
Wielu obserwatorów już nazywa wydarzenia kolejną intifadą. A część polityków izraelskich, takich jak minister transportu Israel Katz, mówi, że i odpowiedź może być jak za poprzedniej intifady w 2002 roku. Izrael przeprowadził wówczas na Zachodnim Brzegu operację wojskową „Tarcza ochronna", w której wyniku zginęło pół tysiąca Palestyńczyków.
W ciągu ostatnich paru dni zginęło kilku Izraelczyków i kilku Palestyńczyków. W poniedziałek po trafieniu kulą przez żołnierza izraelskiego zmarł trzynastoletni Palestyńczyk, który uczestniczył w antyizraelskiej demonstracji w Betlejem.