Trwający od miesięcy konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego powoduje, że jego konsekwencją są spory na szczeblu samorządów, między radnymi a ich organami nadzorczymi – wojewodami. Taka sytuacja jest w Łodzi, w której za niewiele ponad tydzień dojdzie do pierwszego sądowego rozstrzygnięcia.
Łódź była pierwszym miastem, które podjęło decyzję o respektowaniu wyroków TK, bez względu na to, czy zostaną one opublikowane w Dzienniku Ustaw przez premier Beatę Szydło. Najpierw taką uchwałę przegłosowała Rada Miasta, a w ślad za nią takie stanowisko przyjął łódzki sejmik. – Wojewoda łódzki Zbigniew Rau uchylił stanowisko dotyczące respektowania wyroków TK, które nigdy nie zostało do niego wysłane – mówi nam wiceprezes PSL Dariusz Klimczak.
Początek historii sięga końca maja, gdy przyjmowano w sejmiku powyższe stanowisko. Wtedy najbardziej protestował radny PiS Michał Król, który po trzykrotnym przywołaniu do porządku został usunięty z sali. – Według regulaminu przysługiwało mu odwołanie do prezydium, ale tego nie uczynił, ale odwołał się do wojewody – mówi „Rzeczpospolitej" Marek Mazur z PSL, przewodniczący sejmiku łódzkiego i szef Konwentu Przewodniczących Sejmików. – Regulamin powstał w 1999 r. Nigdy w historii nikt w niego nie ingerował, a podstawą jest zapis pozwalający na usunięcie radnego, który utrudnia prowadzenie obrad. Taką możliwość przewiduje również regulamin Sejmu – mówi Klimczak. – Wojewoda doradził nam w piśmie, żebyśmy wycofali ten zapis.
Władze sejmiku uznały jednak, że jest to bezzasadne. Wtedy wojewoda łódzki Rau, powołany na stanowisko z rekomendacji PiS przez premier Szydło, 8 lipca zaskarżył do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego regulamin łódzkiego sejmiku. W uzasadnieniu pisma czytamy, że przewodniczący poprzez taki zapis mógłby usuwać z sali obrad całą opozycję, co faktycznie może budzić obawy, ale w zamian zaproponował inne rozwiązania: „Jeżeli zachowanie radnego rzeczywiście uniemożliwia prowadzenie sesji (...), jedyną kompetencją pozostającą w gestii przewodniczącego sejmiku jest przerwanie sesji i wezwanie odpowiednich służb porządkowych, medycznych itp. Możliwe są w takiej sytuacji także inne pozaprawne, adekwatne do okoliczności działania przewodniczącego podejmowane przy pomocy innych radnych, pracowników urzędu, obecnych na sali osób czy poproszenie o pomoc rodziny radnego itp.".
Marek Mazur mówi, że nie wiedział, jak interpretować sugestie wojewody Raua. Czy ma wzywać policję w takich przypadkach? – Jeśli mam wzywać służby medyczne, to zadaję pytanie: jakich specjalizacji? Nie mam też kontaktów z rodziną radnych, bo obowiązuje ustawa o ochronie danych osobowych – mówi „Rzeczpospolitej" Mazur.