Właściwie samozwańczego Państwa Islamskiego miało już nie być w chwili, gdy rozpoczynał się ramadan pod koniec maja. Istnieje nadal, ale tylko teoretycznie. Jego stolica Rakka jest oblegana z trzech stron przez siły Kurdów syryjskich (YPG) oraz znacznie mniejsze siły zbrojnej arabskiej opozycji walczącej także z reżimem prezydenta Asada. Niektóre jednostki wkroczyć miały do miasta od wschodu we wtorek.
Spodziewając się takiego rozwoju wydarzeń, ISIS przeniósł już wiele tygodni temu swą stolicę do Al-Kaim w Iraku, tuż przy granicy syryjskiej. Przywódcy kalifatu krążą w rejonie pomiędzy miejscowościami Al-Majadin i Abu Kamal w dolinie Eufratu.
Największa zdobycz ISIS, czyli prawie dwumilionowy Mosul, oblega armia iracka wspierana przez proirańska szyicką milicję, kurdyjskich peszmergów oraz koordynujących działania kontyngent żołnierzy USA.
Dżihadyści zabarykadowali się na starym mieście, gdzie 200 tys. mieszkańców stało się ich zakładnikami, utrudniając natarcie i tak niezwykle trudne w wąskich i krętych uliczkach. Za kilka dni, 12 czerwca, mija trzecia rocznica zdobycia przez ISIS Mosulu – drugiego pod względem wielkości miasta Iraku – i proklamacji kalifatu przez samozwańczego emira Abu Bakra Al-Bagdadiego w meczecie An-Nuri na starym mieście ze słynnym wykrzywionym minaretem.
Tak zwane Państwo Islamskie nie funkcjonuje od dawna. Nie działają służby podatkowe, nie ma mowy o zorganizowanym zaopatrywaniu ludności w artykuły pierwszej potrzeby. Z ulic Rakki zniknęła Hisba, czyli policja religijna, której patrole dbały o ścisłe przestrzeganie szariatu. Funkcjonariusze tej policji zostali skierowani na fronty walki. Bojownicy ISIS są w przeważającej mierze zdani na siebie. Często brak komunikacji pomiędzy oddziałami czy skoordynowanych działań. Wielu dowódców wojskowych i przywódców straciło życie w wyniku ataków dronów USA, ich sojuszników, siły Asada oraz rosyjskie lotnictwo. Tak wygląda pejzaż w przeddzień ostatecznego starcia, które musi się zakończyć porażką samozwańczego Państwa Islamskiego. Jednak nikt nie jest w stanie przewidzieć, co będzie potem. – Niewykluczone, że sporą część ludności terenów zajmowanych jeszcze przez ISIS czekają gorsze czasy niż pod rządami dżihadystów – przekonuje „Rzeczpospolitą" Nadim Shehadi, ekspert brytyjskiego think tanku Chatham House, obserwujący wydarzenia z Nowego Jorku. Jest przekonany, że Waszyngton nie ma żadnego planu działania na okres po upadku ISIS, koncentrując się wyłącznie na mobilizacji wszystkich możliwych sił do ofensywy.