Błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi. A prezydent tak mówił, bo taka była jego kalkulacja polityczna – obliczona na wybory, ale niemająca nic wspólnego z interesem kraju. Ja mam zdecydowanie inną wizję urzędu prezydenckiego. Głowa państwa powinna zachęcać rząd, by brał na siebie ryzyko podejmowania trudnych decyzji, a nawet dzielić się współodpowiedzialnością, gdy zachodzi taka potrzeba.
[b]Pod warunkiem że w 100 procentach wierzy w słuszność proponowanych przez rząd rozwiązań. [/b]
Nie tylko. Starczy 50 procent. Prezydent ma silny mandat nie po to, by zmuszać rządy do realizacji jego wizji politycznej, tylko by pilnować, czy sprawy Polski zmierzają w dobrym kierunku. I żeby wspomagać rząd, co jest wprost napisane w kilku miejscach w konstytucji.
[b]Tusk chciał ograniczyć kompetencje prezydenta i oddać pełnię władzy w ręce rządu.[/b]
Jestem zwolennikiem poprawiania obecnej konstytucji, ale nie pisania jej na nowo. Polska jest zbyt dużym krajem, żeby nią rzucać od ściany do ściany i co kilka lat zmieniać ustrój – a to na prezydencki, a to na kanclerski. Podoba mi się projekt zmian przygotowany przez trzech byłych prezesów Trybunału Konstytucyjnego. Jest wyważony, nie zakłada żadnej rewolucji, za to eliminuje przepisy wywołujące u prezydenta pokusę szkodzenia.
[b]Czyli prawo weta? [/b]
Nie. Prawo weta zostaje, tylko byłoby łatwiejsze do odrzucenia przez Sejm. Bez straty dla wizji wzmocnienia pozycji rządu można by nawet dołożyć prezydentowi kompetencji, tak by wciągnąć go do procesu przemian. Można np. przyznać mu prawo do uczestniczenia w pracach nad ustawami na każdym etapie. Kancelaria Prezydenta zgłaszałaby poprawki do ustaw tak samo jak partie polityczne. Zapewne część z nich by przepadła, ale część by przeszła. Dzięki temu na koniec prezydent mógłby powiedzieć: mam zastrzeżenie do tego projektu, ale on trochę jest mój. I o to właśnie chodzi – by prezydenci czuli się współodpowiedzialni za modernizację kraju.
[b]Widzę, że gdyby to pan miał walczyć o urząd prezydencki, rola malowanego prezydenta by panu nie odpowiadała?[/b]
Mam nadzieję, że dla większości polskich polityków to wizja trudna do zaakceptowania. Jestem człowiekiem walki, co mi zostało z czasów opozycji antykomunistycznej.
[wyimek]Każda spekulacja kwestionująca kandydowanie Donalda Tuska na prezydenta jest szkodliwa [/wyimek]
I jednocześnie politykiem kompromisu, czego uczyłem się w pracy z Tadeuszem Mazowieckim. Poza tym przeszedłem szkołę w rządzie Buzka, kiedy przeprowadziliśmy naprawdę trudne reformy, nie oglądając się na kalkulacje polityczne.
[b]Zbliża się majowy kongres PO. Czy Donald Tusk zostanie ponownie wybrany na szefa partii?[/b]
To będzie zależało od wariantu, który wybierzemy. Ale na pewno pozycja Tuska przez nikogo nie jest zagrożona.
[b]
Czy z punktu widzenia interesów partii byłoby lepiej, by Donald Tusk został prezydentem, czy żeby nadal kierował PO?[/b]
Każdy rasowy polityk chce zbudować sobie pomnik, ale nie osiągnie tego przez sprawowane stanowiska, tylko dzięki dokonaniom.
[b]Jak to się ma do interesu PO?[/b]
A tak, że politykiem, który ma największe szanse na zmienianie świata, jest ten, kto ma największą władzę wykonawczą, czyli premier. W historii Polski dwóch premierów ma już miejsce zapewnione: Tadeusz Mazowiecki i Jerzy Buzek. Obaj byli wielkimi reformatorami. Donald Tusk jest w trakcie budowy swojego pomnika. Ma już sukcesy na koncie, w tym zdobycie dla Polski stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego. Rząd zasługuje na wysoką ocenę również dlatego, że jako jedyni w Unii Europejskiej mamy wzrost gospodarczy. Może ktoś powiedzieć, że po prostu mamy szczęście, ale to też jest ważne w polityce. Warto jednak pamiętać, że szczęście sprzyja odważnym, także odważnym reformatorom. Tak więc można być mistrzem, niekoniecznie sięgając po wszystkie tytuły.
[b]Czy PO boi się załamania poparcia? Dlatego Donald Tusk zastanawia się nad kandydowaniem na urząd prezydenta?[/b]
Tylko polityczni aroganci się tego nie boją. Jako partia mamy wyższe poparcie niż w wyborach w 2007 r. Ale ono nie jest dane raz na zawsze. Cały czas myślimy o tym, co trzeba w Polsce zrobić, ale również, jak to zrobić, by nie stracić poparcia społecznego.
[b]
Nie da się reformować kraju, nie tracąc poparcia społecznego. Nie można zjeść ciastka i je mieć.[/b]
W pewnej mierze można, bo na osłony reform są dzisiaj pieniądze z Unii Europejskiej. To ta zasadnicza różnica w stosunku do początków zmian przełomu lat 80. i 90.
[b]W następnym budżecie więcej włożymy do wspólnej kasy unijnej, niż z niej wyjmiemy.[/b]
Jak się rozwiniemy, to możemy płacić, bo w naszym interesie leży, żeby płacić na inne kraje i poszerzać rynek wewnętrzny UE.