[b]Rz: Co jest największą słabością systemu stypendialnego?[/b]
Robert Pawłowski: To, że uczelnie pełnią funkcję pośredników w przyznawaniu pomocy materialnej. Obecnie dostają pewną pulę pieniędzy i same decydują, ile przeznaczą na stypendia socjalne, naukowe, a ile np. na remonty akademików. Stąd też biorą się różnice w wysokości stypendiów socjalnych między uczelniami. Jedynym ustawowym ograniczeniem jest, że na stypendia naukowe uczelnia może przeznaczyć nie więcej niż na socjalne. Poza tym każda szkoła wyższa ma własny regulamin przyznawania stypendiów. Mamy więc tyle definicji biedy, ile uczelni – ponad 400. Niemożliwe jest też zweryfikowanie przez szkołę zaświadczeń studentów o dochodach w rodzinie. Znane są sztuczki wyłudzenia stypendium. Plagą jest niepodawanie dochodów z pracy rodziców za granicą oraz dochodów własnych z zagranicznych wyjazdów.
[b]Uważa pan, że studenci nie powinni zasiadać w komisjach stypendialnych. Dlaczego?[/b]
Ustawa mówi, że pomoc materialną przyznają władze uczelni, ale praktyka wygląda tak, że stypendia socjalne, zapomogi losowe czy miejsca w akademikach przyznają komisje, w skład których wchodzą studenci z samorządów. Praca w komisjach zajmuje czas, który powinni poświęcić np. na dbanie o prawa studentów i jakość kształcenia. Nie jest też dobrze, gdy beneficjenci systemu zarazem mają wpływ na zasady korzystania z niego. To sprzyja nadużyciom.
[b]Z raportu wynika, że tego systemu nie da się naprawić. Co zrobić?[/b]