Z bajki do rzeczywistości

„Błękitny nosorożec” to tytuł jednego z płócien Janusza Petrykowskiego sprzed ponad 30 lat. A także nazwa wystawy. To dołujący pokaz. Nie z powodu eksponowanych prac, lecz losów jej bohatera.

Publikacja: 05.02.2009 06:41

Z bajki do rzeczywistości

Foto: Życie Warszawy, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Petrykowski, niegdyś wyróżniająca się osobowość warszawskiego plastycznego środowiska, zmarł pięć lat temu. W tragicznych okolicznościach. Czy można było mu pomóc? Jemu i Lidii Serafin, żonie artysty, także wybitnej malarce?

Myślę, że nie było dla nich ratunku. Nie chodzi o wsparcie finansowe, choćby się przydało. Problem był w narastającej depresji. Uzasadnionej. A na rozpacz nie ma lekarstwa.

Jak zawsze w przypadku szczerej, nienaciąganej twórczości stany duszy odzwierciedlają się w dokonaniach. W DAP przedstawiona została drobna część dorobku Petrykowskiego, jednak nawet na tej podstawie można zrekonstruować wewnętrzną biografię artysty.

Rocznik 1940, a więc z pokolenia pamiętającego – choć z perspektywy dziecka – wojnę. Studiował na warszawskiej ASP w latach 60. On i jego koledzy z uczelni, współtwórcy młodego plastycznego ruchu, uważali abstrakcję za przeżytek. Szukali własnych form ekspresji. Odświeżyli figurację.

Janusz Petrykowski – co widać na wystawie – zaczynał od realizmu. Ale już w latach 70. wykreował własny styl. Drapieżny, jednocześnie bajkowy. Malował fantastyczno-metaforyczne sceny (jak wspomniane „Błękitne nosorożce”), martwe natury, wyimaginowane ptaki, portrety żony. Trochę kubizował, usztywniał kontur. Monumentalizował.

Patrzę na tamte kompozycje: przebija z nich duma, nawet pycha młodego człowieka, wierzącego w to, że świat legnie pod ciosem jego talentu. Co za energia! Emanuje z wielkich jak kolumny wazonów z kwiatami, pejzaży, wizerunków Lidii. Ukochaną kobietę najchętniej portretował podczas wakacji, ubraną w czerwoną sukienkę i słomkowy kapelusz. Z książką lub przed sztalugami. Kolory ostre, czyste, podstawowe: czerwień, żółć, błękit.

Ten sam zestaw barw pojawia się cyklu poświęconym Julii, córce. To jej odejście spowodowało kryzys psychiczny u obojga rodziców. Od tego czasu sztuka Petrykowskiego (i on sam) jakby straciła busolę. Dryfowała.

Niesamowite wrażenie wywołuje pomalowany na czerwono, przybity do podłoża gumowy goryl-zabawka. Kondensacja bólu i bezsilności. Uniwersalny symbol, choć oddający uczucia autora. Zamykają wystawę bodaj jeszcze bardziej przejmujące kompozycje. Obrazy, w których widać odjazd artysty. To one dowodzą: nie było ratunku.

[i]Janusz Petrykowski „Błękitny nosorożec”, galeria Domu Artysty Plastyka, ul. Mazowiecka 11a, wystawa czynna do 15 lutego[/i]

Petrykowski, niegdyś wyróżniająca się osobowość warszawskiego plastycznego środowiska, zmarł pięć lat temu. W tragicznych okolicznościach. Czy można było mu pomóc? Jemu i Lidii Serafin, żonie artysty, także wybitnej malarce?

Myślę, że nie było dla nich ratunku. Nie chodzi o wsparcie finansowe, choćby się przydało. Problem był w narastającej depresji. Uzasadnionej. A na rozpacz nie ma lekarstwa.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!