[b]Rz: Mimo protestów Polski określenia zakłamujące historię wciąż pojawiają się w zagranicznych mediach, i to tych najbardziej wpływowych. Może to świadome działanie?[/b]
Nie chce mi się wierzyć, żeby ktoś miał dziś odwagę świadomie zakłamywać historię. W Niemczech doszło do głosu pokolenie, które nie zdaje sobie sprawy z tego, co się działo w czasie II wojny światowej, jaka była odpowiedzialność Niemców za to, co się wydarzyło na terytorium Polski. To pokolenie było wychowywane na programach szkolnych, na podręcznikach, które zaprzeczały prawdzie, nie poprzez jej fałszowanie, ale całkowite wypieranie ze świadomości. Niemcy uczyli się o Francji, ale Polska to był temat tabu. Z punktu widzenia jednostkowego można tłumaczyć, że ludzie nie chcą myśleć o odpowiedzialności za coś, na co oni sami nie mieli wpływu. Ale efekt jest taki, że Niemcy myślą, iż zbrodnie były popełniane przez jakąś oszalałą grupkę zbrodniarzy, którzy dorwali się do władzy. Tylko że ta grupka miała poparcie 95 procent niemieckiego społeczeństwa. Hitler został wybrany i do 1938 roku cieszył się rosnącym poparciem. Ci, którzy mieli wcześniej wątpliwości, w czasie wojny nie mieli odwagi ich wyrażać. Ale nawet w czasie, kiedy mogli, tego nie robili. Jest teraz na ekranach film o Stauffenbergu, który – będąc przedstawicielem arystokracji – całkowicie popierał Hitlera, dopóki ten zwyciężał. Zbuntował się, podobnie jak wielu innych, dopiero kiedy Hitler zaczął wojnę przegrywać. Nazizm to był produkt niemieckiej filozofii, niemieckiej historii, a nie ideologia narzucona z zewnątrz. Ta zatruta świadomość powinna zostać po wojnie wytrawiona, ale tego nie zrobiono.
[b]Przecież tak dużo mówi się o niemieckim poczuciu winy i rozliczeniu z przeszłością.[/b]
W Niemczech podjęto ogromny wysiłek na rzecz stworzenia państwa demokratycznego, ale - dla komfortu psychicznego - nie mówiono o pewnych sprawach. Dla mnie zdumiewające jest to, że w Szwecji, która nie była ani opanowana przez faszystów, ani okupowana przez Niemców, ani nie ponosi odpowiedzialności za zbrodnie, premier Göran Persson potrafił zrobić coś, czego nie zrobili Niemcy. Kiedy się zorientował, że narastają skrajnie prawicowe ruchy młodzieżowe, uruchomił cały program nauczania o niemieckich obozach koncentracyjnych i nakazał, by młodzież przynajmniej raz w życiu była zobowiązana odwiedzić taki obóz. Wydano bezpłatny podręcznik, który rodzinom mającym dzieci w wieku szkolnym dostarczano do domów. Niemcy nie muszą słuchać Polaków, ale gdyby poszli w ślady Szwedów, to nie mielibyśmy dzisiaj prawdopodobnie tych niedouczonych redaktorów. Wolę wierzyć, że jest to wynik ignorancji obecnego pokolenia, ale to właśnie ona jest największym zagrożeniem w relacjach polsko-niemieckich. Nie można nad tym przejść do porządku dziennego. Każdy taki przypadek powinien nam uświadamiać, że jest to lekcja do odrobienia dla niemieckiego systemu oświaty i wychowania.
[b]A jeśli ta lekcja nie zostanie odrobiona? Mamy powody się obawiać, że politycy, którzy chcą się przypodobać Związkowi Wypędzonych, za 30 lat będą zabiegać o głosy milionów wyborców żyjących w przekonaniu, że to nie Niemcy, tylko Polacy budowali obozy, a decyzja mocarstw o zmianie granic to bezprawne zagarnięcie przez Polskę części terytorium Niemiec?[/b]