Krach pewnych złudzeń

Polska jest, rzecz jasna, partnerem Ameryki, ale Biały Dom nie ma wobec niej specjalnej, odrębnej strategii - twierdzi Zbigniew Brzeziński, amerykański ekspert ds. bezpieczeństwa w rozmowie z Piotrem Gillertem

Aktualizacja: 18.09.2009 03:09 Publikacja: 17.09.2009 22:07

Zbigniew Brzeziński

Zbigniew Brzeziński

Foto: Fotorzepa, Jak Jakub Ostałowski

[b]Co pan sądzi o decyzji Baracka Obamy o nierozmieszczaniu elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach?[/b]

Spodziewam się, że ta decyzja wpłynie negatywnie na relacje między Waszyngtonem i Europą Środkową. Obawiam się, że nie była ona szczegółowo omówiona z sojusznikami. Nie było wcześniej wyraźnych wskazówek czy sygnałów ze strony administracji. To poważne niedociągnięcie. Amerykanie nie przygotowali odpowiednio Polski i Czech na taką decyzję. No i to fatalne skojarzenie dat! 17 września to niezwykle niefortunne. Oczywiście wynika to z nieznajomości historii. Można się domyślać, że administracja będzie się starała jakoś osłodzić gorycz wynikającą z tej decyzji.

[b]Ale to, że jakieś zmiany wobec planów budowy tarczy będą, samo w sobie nie powinno być zaskoczeniem?[/b]

To akurat było od dawna publicznie znane. Wiele osób ze strony amerykańskiej ostrzegało przed tym i Tuska, i Sikorskiego, więc nie powinno to być dla nikogo niespodzianką. Warszawa powinna już dawno wiedzieć o zmianie nastawienia do tarczy pod rządami demokratów.

[b]Czy obserwując to, co się dzieje w naszym kraju, nie ma pan wrażenia, że w Polsce nastąpiło wielkie rozczarowanie Ameryką?[/b]

Ja bym to inaczej określił: to raczej krach pewnych iluzji. W ostatnich kilku latach w Polsce nastąpiła tendencja do przewartościowania znaczenia pewnych słów używanych kurtuazyjnie w relacjach międzynarodowych. Szczególnie w przyjaznych, takich, jakie istnieją między Ameryką i Polską. Mam na myśli takie sformułowania, jak: "Polska jest partnerem Ameryki" czy "Polska jest ważnym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych", i tym podobne. To są słowa używane świadomie i celowo, które mają oczywiście swoje znaczenie, ale jeśli bierze się je dosłownie, łatwo je przecenić. Nie są też ścisłym określeniem istoty dwustronnych relacji.

[b]Nie odnoszą się do ich substancji...[/b]

Nie definiują zasadniczej ich treści.

[b]Jak zatem oceniłby pan relacje polsko-amerykańskie za prezydentury Baracka Obamy? Wkraczamy w dziewiąty miesiąc jego rządów. Widzi pan jakąś istotną różnicę w podejściu do Polski i naszego regionu w porównaniu z czasami George'a Busha?[/b]

Widzę jedną zasadniczą. Dla Obamy Europa jest Europą. Najważniejsze skrzypce grają w niej oczywiście Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi. Polska jest, rzecz jasna, partnerem – używam tu tego słowa całkiem świadomie – ale nie ma specjalnej, odrębnej strategii amerykańskiej w stosunku do Polski. Nie ma też, co istotne, tendencji do koniunkturalnego wykorzystywania polskich resentymentów geopolitycznych, co miało miejsce za czasów administracji Busha. Wydaje mi się, że szczególnie w jej końcowym okresie była tendencja do subtelnego wykorzystywania polskiego nastawienia do Rosji w celu uzyskania pozytywnej reakcji Warszawy dla tarczy i związanej z nią strategii amerykańskiej. Przy czym była to strategia nakierowana na Iran, a nie na Rosję.

[b]Rząd Busha grał zatem na naszych emocjach, sentymentach...[/b]

Czy też może na przesadnie wygórowanych celach. Tak czy owak faktem jest, że to, co Amerykanie mówili o celach tarczy, było prawdą. Ona rzeczywiście była nastawiona na Iran. Strona polska uznała jednak, że taktycznie, czy też nawet strategicznie, można to wykorzystać dla wzmocnienia amerykańskiej obecności w Polsce – nie w związku z Teheranem, lecz w związku z Moskwą.

[b]Wielu ludzi w Europie Środkowej gwałtownie reagowało na sygnały wycofania się Amerykanów z tego przedsięwzięcia. Dali temu wyraz na przykład w liście wystosowanym do administracji Obamy przez Lecha Wałęsę, Vaclava Havla i inne autorytety polityczne naszego regionu. Co pan sądzi o takim sposobie uprawiania dyplomacji?[/b]

Uważam, że listy otwarte stosuje się raczej pod adresem osób, do których inaczej dotrzeć się nie da, z którymi nie da się prowadzić szczerych, otwartych rozmów. To nie odnosi się do relacji między Europą Środkową i Ameryką. Ostatecznie ludzie pokroju Wałęsy czy Havla mogą napisać bezpośrednio do Obamy, uzyskać do niego dostęp, umówić się na rozmowę i w spokoju przedyskutować to, co ich martwi. Natomiast otwarty list adresowany w sposób bardzo niejasny do jakiegoś tworu pod nazwą "administracja Obamy" każe Waszyngtonowi zastanawiać się, jaki właściwie jest cel i podłoże tego przedsięwzięcia. Nie było wiadomo, kto właściwie ma ten list czytać. Poza tym autorzy pisali na przykład, że jeśli nie będzie pozytywnej amerykańskiej reakcji na ich apel, to Europa Środkowa stanie na rozdrożach. Ja się pytam, jakich rozdrożach? W jaką inną stronę może pójść Europa Środkowa?

[b]Nie uważa pan, że Polacy chcieliby być traktowani przez Amerykę w sposób uprzywilejowany?[/b]

Do pewnego stopnia ma pan rację, tak to określając. Uważam jednak, że jeśli chodzi na przykład o obchody rocznicy wybuchu II wojny na Westerplatte, to strona amerykańska podeszła do sprawy wyjątkowo nieudolnie, ślamazarnie, bez większego historycznego wyczucia i rozmachu. To jest godne ubolewania. I karygodne. Odpowiedzialne za to osoby zasługują na naganę.

[b]Czyli trochę mieliśmy rację, że się obruszaliśmy?[/b]

Trochę tak, ale z drugiej strony nie przesadzałbym ze znaczeniem całej sprawy. Przede wszystkim nie było to celowe. To oczywiście też o czymś świadczy – o tym mianowicie, że nikt tego w Waszyngtonie nie traktował jako sprawy poważnej.

[b]Jest tyle innych problemów na całym świecie...[/b]

I jeszcze coś: sam dostaję nieustannie zaproszenia na jakieś rocznice. Dziesięciolecia, dwudziestolecia, trzydziestopięciolecia, siedemdziesięciolecia. Trochę tego za dużo. Najwyżsi przedstawiciele amerykańskiej administracji też dostają takie zaproszenia. A trzeba pamiętać, że na świecie jest sto kilkadziesiąt krajów, w tym 28 sojuszników NATO, i gdyby Amerykanie chcieli wszędzie jeździć, to rządowi nie starczyłoby czasu na rządzenie.

[b]Jak zatem określiłby pan stan relacji amerykańsko-polskich?[/b]

Są solidne, istotne, lecz nierównomierne, biorąc pod uwagę istniejące różnice w potencjale. Z punktu widzenia Waszyngtonu Polska jest integralną częścią Europy i nie ma żadnego powodu, by traktować ją, podobnie jak zresztą całą Europę Środkową, w sposób specjalny. By wyodrębniać ją z reszty Europy.

[b]Nam się jednak wydaje, że powinno tak być ze względu na sąsiedztwo Rosji. I na zagrożenie z jej strony. Czy administracja Obamy w ogóle widzi to zagrożenie?[/b]

Być może nie widzi go w takim samym stopniu jak Warszawa. Wydaje mi się, że takie zagrożenie do pewnego stopnia istnieje, i o tym nie można zapominać. Ale odpowiedź na nie będzie częścią integralnego podejścia amerykańsko-europejskiego do najważniejszych wyzwań strategicznych, a nie częścią odrębnej polityki amerykańsko-środkowoeuropejskiej. A tym bardziej amerykańsko-polskiej. Musimy myśleć strategicznie o naszych relacjach z Rosją, pamiętając przy tym, że era zamkniętych imperiów dawno dobiegła końca. Sama Rosja musi się z tym pogodzić. Także NATO musi określić długoterminowe cele dla swych relacji z Moskwą.

Rosja nie jest dziś dla sojuszu wrogiem, ale ona sama patrzy na sojusz w sposób wrogi i podejrzliwy. Można się też spodziewać, że w najbliższych latach Rosja będzie nadal próbowała wbijać klin pomiędzy USA i Europę czy pomiędzy nowych członków sojuszu i starych. Przyjęcie Rosji do NATO jest w bliższej perspektywie mało prawdopodobne. Rosjanie są na to za dumni, a i dla samego sojuszu przyjęcie niedemokratycznej Rosji skrywającej swe tajemnice wojskowe oznaczałoby koniec istnienia. W dłuższej perspektywie w interesie USA jest jednak współpraca z Rosją postimperialną, taką, która pogodzi się z nowym kontekstem historycznym. Powinno nam zależeć na wciągnięciu Rosji we współpracę wojskową i polityczną i angażowanie jej w globalną sieć bezpieczeństwa. Ale to jest wyzwanie dla całego sojuszu, a nie tylko dla Ameryki i Polski.

[b]Czyli droga do jeszcze bliższego sojuszu z Ameryką wiedzie poprzez bliższe relacje z Brukselą, Berlinem czy Londynem.[/b]

Tak jest, i to także była słabość tego listu otwartego, bo on był również pewnego rodzaju skargą na zachodnioeuropejskich sojuszników. Skargą do Ameryki na sąsiadów – współczłonków UE.

[b]Wróćmy do wizji świata Obamy. Jak pan ocenia jego politykę zagraniczną? Niekoniecznie wobec naszego regionu.[/b]

On ma wyraźne wyczucie strategicznego kierunku, w którym powinna podążać Ameryka. Wyraźnie widzi jej miejsce i rolę w świecie. To głęboko przemyślane spojrzenie, jego własna perspektywa. To on sam jest źródłem strategicznych koncepcji. Problem w tym, że niejako z doskoku, nie w pełnym wymiarze, bo zajęty jest innymi, krajowymi sprawami. W efekcie realizacja jego inicjatyw może napotykać problemy. Prezydent ma przed sobą trzy wielkie próby. Pierwsza to Bliski Wschód. Obama oświadczył publicznie, że chce doprowadzić do porozumienia w krótkim czasie, ale nie ma pewności, czy mu się to uda.Druga próba to Iran. Prezydent chce negocjacji i w zasadzie wyeliminował rozwiązanie siłowe. Można zatem spodziewać się próby rozmów, ale wynik tych starań pozostaje niepewny. Nie wiadomo, czy Irańczycy są chętni do poważnych rozmów i czy w ogóle są do nich zdolni. Pozostaje też kwestia treści – Ameryka chce rozmawiać z Iranem o programie nuklearnym, Iran chce rozmawiać także o innych sprawach. Być może do końca roku będziemy mieli lepsze rozeznanie, czy podjęcie poważnych rozmów jest w ogóle możliwe.

[b]Domyślam się, że trzecie wyzwanie to Afganistan...[/b]

Tak. Rząd Obamy zaczął odchodzić od ideologicznych celów stawianych przez poprzednią administrację, takich jak budowa ustroju demokratycznego, musimy jednak być bardzo ostrożni, by nasze zaangażowanie w tę wojnę nie zaczęło być postrzegane przez Afgańczyków, a może także Pakistańczyków, jako kolejny przejaw amerykańskiego kolonializmu. To z kolei może ich pchnąć ku zbrojnemu oporowi, który może zyskać większe poparcie społeczne. Jak już niedawno mówiłem, grozi nam powtórka z tego, co się przydarzyło Sowietom. Sowieci kierowali się fałszywym wyobrażeniem, że w Afganistanie istnieje grupa intelektualistów wyznających marksistowskie ideały i gotowych do stworzenia komunistycznego państwa przy wsparciu Związku Sowieckiego. W krótkim czasie wywołało to narodowe powstanie przeciwko agresorom. Nam udało się obalić talibów przy pomocy 300 żołnierzy oddziałów specjalnych dzięki temu, że cieszyliśmy się poparciem Afgańczyków. Minęło niemal osiem lat, a poziom naszego zaangażowania militarnego w Afganistanie zaczyna niebezpiecznie przypominać poziom zaangażowania Sowietów. Co więcej, nasi dowódcy mówią, że wcale nie wygrywamy.

Musimy przemyśleć, co chcemy osiągnąć i jakimi środkami. Dlatego popieram inicjatywę – przedstawioną przez Niemcy i Wielką Brytanię przy wsparciu Francji – zwołania międzynarodowej konferencji w tej sprawie. Popieram ją także dlatego, że daje ona szanse na znalezienie takich rozwiązań, które chcieliby wspólnie realizować wszyscy sojusznicy. Nie ma nic groźniejszego dla NATO od sytuacji, w której część sojuszników wycofa się z Afganistanu, a część, głównie Amerykanów, zostanie. To prawdopodobnie oznaczałoby koniec sojuszu. Miejmy więc nadzieję, że sojusznikom uda się wspólnie wypracować strategię, która w bardziej inteligentny i bardziej złożony sposób odpowiadać będzie na wyzwania, przed którymi stoimy.

[i]Profesor Zbigniew Brzeziński jest politologiem, sowietologiem, byłym doradcą prezydenta USA Jimmy'ego Cartera ds. bezpieczeństwa[/i]

[b]Co pan sądzi o decyzji Baracka Obamy o nierozmieszczaniu elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach?[/b]

Spodziewam się, że ta decyzja wpłynie negatywnie na relacje między Waszyngtonem i Europą Środkową. Obawiam się, że nie była ona szczegółowo omówiona z sojusznikami. Nie było wcześniej wyraźnych wskazówek czy sygnałów ze strony administracji. To poważne niedociągnięcie. Amerykanie nie przygotowali odpowiednio Polski i Czech na taką decyzję. No i to fatalne skojarzenie dat! 17 września to niezwykle niefortunne. Oczywiście wynika to z nieznajomości historii. Można się domyślać, że administracja będzie się starała jakoś osłodzić gorycz wynikającą z tej decyzji.

Pozostało 94% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!