Irlandzka jednostka „Rachel Corrie” z setkami ton pomocy humanitarnej zbliżyła się do wybrzeży zamkniętego palestyńskiego terytorium w sobotę nad ranem. Izraelczycy czterokrotnie próbowali nakłonić załogę do zmiany kursu i skierowania się do izraelskiego portu Aszdod.
„Corrie” odrzuciła wezwania i kierowała się do Strefy. Około 30 kilometrów od wybrzeża Izraelczycy zdecydowali się na abordaż. Tym razem dokonali go przy świetle dziennym i z łodzi, a nie ze śmigłowców. Marynarze oraz 11 aktywistów pokojowych z Irlandii i Malezji obecnych na pokładzie nie stawiali oporu. Komandosi zgromadzili ich w jednym miejscu, gdzie musieli usiąść na pokładzie.
– Wszystko odbyło się w bardzo dobrej atmosferze i trwało zaledwie kilka minut. Tym razem nikt nas nie okładał pałkami i nie dźgał nożami. Aktywiści pokojowi w pełni współpracowali z naszymi żołnierzami, zrzucili im nawet drabinę, aby mogli się dostać na statek. Dlatego tym razem nikomu nic złego się nie stało – powiedziała „Rz” rzeczniczka izraelskiej armii ppłk Awital Leibowicz. Po przejęciu sterów komandosi skierowali jednostkę do Aszdod. Tam jej ładunek został skontrolowany i wysłany ciężarówkami do Gazy. Aktywiści i marynarze zostali przesłuchani i deportowani do swoich krajów.
[srodtytul]Terroryści czy niewinni ludzie?[/srodtytul]
Do incydentu doszło pięć dni po tym, jak Izraelczycy wkroczyli na pokład tureckiego statku „Mavi Marmara” płynącego do Strefy w ramach Flotylli Pokoju. Doszło wówczas do walki, podczas której zginęło dziewięciu aktywistów.