Od ubiegłego roku aż 5 z 15 członków Rady Bezpieczeństwa ONZ to państwa UE. Są to stali członkowie – Wielka Brytania i Francja – oraz niestali wybierani na dwuletnią kadencję. W 2018 roku były to Polska, Szwecja i Holandia, a w 2019 roku – Polska, Niemcy i Belgia.
Po raz pierwszy, z inicjatywy szefa belgijskiego MSZ Didiera Reyndersa, doszło w Brukseli do spotkania ministerialnego unijnych członków Rady Bezpieczeństwa w celu koordynacji ich działań w najbliższych miesiącach. To ważny moment, bo w Radzie formalnie państwa reprezentują siebie, a nie regiony. Co więcej, państwa UE są w różnych grupach regionalnych. Niemcy czy Belgia w Europie Zachodniej, a Polska w Europie Wschodniej.
W czasach rosnącego sceptycyzmu ze strony USA pod adresem instytucji międzynarodowych, w tym ONZ, a także rosnących ambicji państw z innych regionów odgrywania większej roli na forum ONZ kraje UE muszą się postarać, żeby ich głos był bardziej donośny. Szczególnie, że po 29 marca 2019 roku Wielka Brytania najprawdopodobniej nie będzie już członkiem UE.
– Gdy w 2014 roku rozpoczynałam pracę w Brukseli, usłyszałam, że mam nie tykać Rady Bezpieczeństwa. Bo państwa reprezentują tam siebie, a nie Unię – wspominała Federica Mogherini, wysoka przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa. Według niej od tej pory wiele się jednak zmieniło. I to nie tylko z inicjatywy Brukseli, ale też chęci samych państw, które zrozumiały, że do lepszego wypełniania ich mandatu w Radzie Bezpieczeństwa potrzebne są konsultacje w ramach UE.
W ubiegłym roku Szwecja wprowadziła zwyczaj koordynowania stanowisk w RB w gronie aktualnych i nadchodzących członków z UE. Dotyczyło to np. sytuacji w Syrii czy na Ukrainie. A ostatnio przedstawiciel Wielkiej Brytanii prezentował wspólne stanowisko UE dotyczące Wenezueli.